koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
TINA
zmodyfikowano  11 lat temu

Gielniak i laureaci konkursu Jego imienia

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 14 701 wyświetleń od 1 stycznia 2007
  • od: 8 grudnia 2006, piątek
    do: 31 marca 2007, sobota

Grafika

Wernisaż: 8 grudnia 2006 r., godz. 16:00

Wystawa dorobku twórczego genialnego artysty grafika Józefa Gielniaka (1932- 1972), który żył i tworzył w sanatorium Bukowiec w Kowarach. Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze posiada w zbiorach prawie całą kolekcję prac Gielniaka, płyty linorytnicze, listy, część zbioru książek poświęconych sztuce i wiele osobistych pamiątek.

Ponadto prezentowany jest duży wybór grafik laureatów wszystkich jedenastu edycji Konkursu Graficznego im. Józefa Gielniaka. W hołdzie Gielniakowi w latach 1977-2003 organizowane były Konkursy Graficzne Jego imienia, których wymogiem regulaminowym i jedynym ograniczeniem było wykonanie pracy graficznej w technice druku wypukłego, ponieważ Gielniak, mistrz linorytu tworzył prawie wyłącznie w tej technice.

Prace graficzne, jak wszystkie wykonane na papierze, ze względów konserwatorskich pokazywane są na wystawach dosyć rzadko, częściej są reprodukowane w fachowej lub popularnej literaturze. Stąd wydarzeniem jest pokaz dużego wyboru grafik Gielniaka w okresie zbliżającej się rocznicy 75 urodzin i 35 śmierci artysty.

JÓZEF GIELNIAK - Grafik

Urodził się 18 lutego 1932 roku w Denain we Francji, w rodzinie emigrantów polskich. Zmarł w 1972 w sanatorium Bukowiec koło Kowar.

W latach 1945-46 studiował w Ecole des Beaux-Arts w Valenciennes. Do Polski przyjechał w 1950 roku z zamiarem przygotowania się do pracy w dyplomacji. Gwałtowny atak gruźlicy zniweczył te plany, podobnie jak realizację następnego pomysłu - podjęcia studiów na wydziale sztuk pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Prawie całe swoje twórcze życie Gielniak spędził w sanatorium przeciwgruźliczym Bukowiec koło Kowar, gdzie podjął też pracę jako archiwista. Od 1956 roku studiował w trybie indywidualnym u znanego grafika, profesora Stanisława Dawskiego z PWSSP we Wrocławiu. Tworzył niemal wyłącznie linoryty, czasami, gdy pozwalało mu na to zdrowie, wykonywał także mezzotinty; zostawił po sobie zaledwie 68 prac, łącznie z 15 ekslibrisami. Mimo tak znikomej objętościowo twórczości uważany jest za jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich grafików.

Najważniejsze w dorobku Gielniaka są cykle linorytów: SANATORIUM (1958-67) na podłożu japońskiej bibuły, IMPROWIZACJE (1958-59) oraz IMPROWIZACJA DLA GRAŻYNKI (1965-71).

W 1959 roku artysta otrzymał I Nagrodę na OGÓLNOPOLSKIEJ WYSTAWIE GRAFIKI ARTYSTYCZNEJ I RYSUNKU w Warszawie, w 1961 roku jego grafiki były pokazywane na 6. BIENNALE W SAO PAULO, w 1963 roku był laureatem nagrody na 5. MIĘDZYNARODOWEJ WYSTAWIE GRAFIKI w Lubljanie i otrzymał medal na WYSTAWIE PLASTYKI I SYMPOZJUM ZŁOTEGO GRONA w Zielonej Górze, w 1964 roku została mu przyznana Nagroda Państwowa II stopnia oraz I nagroda na 3. BIENNALE GRAFIKI w Krakowie.

Od roku 1966 Gielniak był członkiem stowarzyszenia XYLON w Zurychu.

Grzegorz Lasota nakręcił w 1965 roku film o Józefie Gielniaku - AZYL.

Dużą kolekcję grafik Gielniaka posiada w swojej kolekcji w Petrykozach Wojciech Siemion.

Twórczość Gielniaka, przedwcześnie zamknięta, była zjawiskiem niezwykle oryginalnym, osobnym i samoistnym. Powstawała całkowicie obok głównych nurtów i modnych stylistyk, w przymusowym odosobnieniu spowodowanym wyniszczającą artystę chorobą. Jego sztukę i jego osobę ktoś nazwał meteorem - pojawił się nagle, niemal od razu jako dojrzały artysta i równie szybko zniknął. Krytyka od razu bardzo wysoko oceniła jego graficzną twórczość, określano wręcz jego linoryty zjawiskiem unikalnym w skali światowej. Wiele postaci ze świata polskiej kultury "pielgrzymowało" do Bukowca, aby poznać Gielniaka, a niektóre z tych kontaktów zaowocowały wieloletnimi przyjaźniami (m.in. ze Stanisławem Dawskim, Ireną i Andrzejem Jakimowiczami, Jerzym Stajudą, Jerzym Pankiem, Ignacym Witzem, Stanisławem Grochowiakiem, Wojciechem Siemionem).

Gielniak pracował w linorycie, chyba najuboższej ze wszystkich technik graficznych, wykorzystując niewielkie płyty linoleum, o boku często nie dłuższym niż 25 cm. Od samego początku wyczuł, jak wielkie możliwości wypowiedzi kryły się w tych prostych środkach technicznych. Jego linorytowe odbitki wyglądały jak wykonane w drzeworycie sztorcowym. Artysta stosował w swoich linorytach zróżnicowane środki formalne osiągając tak niebywałe efekty, że wprost trudno uwierzyć, jak prostymi narzędziami się przy tym posługiwał. Gielniak wykorzystywał obie możliwości, jakie daje linoryt: biały ślad narzędzia i budowanie formy z czarnych elementów.

Pierwsze, realistyczne prace Gielniaka, powstały pod koniec lat 50. Artysta poznawał wówczas technikę, zasady kompozycji i wprowadzał w życie wskazówki prof. Dawskiego. W pracach takich jak DZIEWCZYNA SZYJĄCA, BUKOWIEC, KOWARY, ROBOTNICY czy OKUPACJA Gielniak jeszcze dość biernie odtwarzał rzeczywistość. Operował w nich silnymi kontrastami czerni i bieli, stosował stylizację przedmiotów i upraszczał zasady perspektywy. Wkrótce jednak artysta odrzucił realizm i werystyczną figurację na rzecz bardziej abstrakcjonistycznej improwizacji i myślenia metaforą. Pierwszą próbą całkowicie indywidualnej, a zarazem charakterystycznej dla tego twórcy wypowiedzi artystycznej jest linoryt W HOŁDZIE MOJEMU PRZYJACIELOWI Z.G... Tu po raz pierwszy przedstawione na płaszczyźnie elementy, takie jak kaplica cmentarna, nagrobki, drzewa i krzewy nabierają głębszego znaczenia wchodząc ze sobą w nowe, umowne znaczenia. Daje się tutaj też zauważyć pewną, coraz bardziej wyraźną w późniejszych pracach Gielniaka, podwójność widzenia: ogólnego i syntetycznego oraz szczegółowego, przypominającego obraz widziany pod mikroskopem. Cechą dominującą w twórczości Gielniaka jest właśnie owe "rozbijanie materii", "odrzeczowianie rzeczy".

W późniejszej twórczości Gielniaka można odnaleźć fascynacje i inspiracje dawną sztuką, nigdy jednak jej wpływ nie był dosłowny ani w warstwie formalnej ani w zapożyczaniu motywów. Jego prace doskonale mieszczą się w tradycji grafiki europejskiej. Gielniak bardzo cenił dzieła Durera, Boscha, El Greco, van Gogha, Chagalla, Picassa, Klee, a z polskich artystów Malczewskiego, Nowosielskiego i Panka. Liczyła się dla niego wyrazista, mocna wizja, jaką odnajdywał w ich twórczości oraz dojrzały, uniwersalny przekaz.

W pierwszym chronologicznie, obszernym cyklu SANATORIUM Gielniak ograniczył motywy na linorytach do jednego - miejsca swojego pobytu, czyli budynku sanatoryjnego, który widoczny jest na linorytach z zewnątrz. Początkowo zafascynowała go architektura tej budowli ozdobionej wieloma wieżyczkami, wykuszami, dekoracyjnie rozwiązania okien i drzwi. Osobliwy, stary gmach wznosił się na stoku wzgórza, otoczony pięknym parkiem. To był zakotwiczony w rzeczywistości punkt wyjścia, z którego Gielniak wyprowadził jednak ogólniejszą metaforę człowieczego losu. Stworzył świat na wpół baśniowej, na wpół średniowiecznej fantastycznej architektury. Urzeka ona swoją surrealistyczną urodą, jednak dość szybko zaczyna przebijać przez nią niepokojący nastrój ciszy, pustki osamotnienia, nawet śmierci. Architektura potrzebna byłą Gielniakowi przede wszystkim jako materialne oparcie dla procesu twórczego.

W pierwszych grafikach z tego cyklu Gielniak posługiwał się w głównie linią, która zyskała w jego pracach autonomiczną i pełną ekspresji wartość. Płaszczyznę bieli organizowała subtelna siatka płynnych i ruchliwych czarnych kresek, czasem kropek. Niektóre prace z cyklu SANATORIUM mają kompozycję opartą na zasadzie pełnej niemal symetrii. Jednak ta symetria nie wprowadza harmonii percepcyjnej, a wręcz odwrotnie, wyostrza niepokój, jaki towarzyszy odbiorowi rzeczy banalnych wzbudzających grozę. Ukoronowaniem tych doświadczeń jest SANATORIUM V, o której to pracy tak pisał sam autor:

" Sanatorium V było dla mnie bardzo ważną pracą. Okoliczności pamiętam dokładnie. Długo chorowałem, wreszcie poczułem się lepiej. Mogłem wyjść do parku. Było pogodnie, ułożyłem się na trawie, słuchałem jak rośnie. I nagle stało się coś dziwnego. Stwierdziłem z zaskoczeniem, że trawa ogromnieje mi w oczach, staje się groźna, przesłania masyw budynku, że ten masyw ożywa nagle, że wszystko poczyna wchodzić w nieoczekiwane związki".

Artysta przeżył niezwykle intensywnie odczucie rzeczywistości, mroków przyrody otaczającej sanatorium. Dostrzegł jej zachłanność i zaborczość, co znakomicie oddał w omawianej pracy, gdzie przyroda dosłownie stapia się z bryłą budynku. W dolnych partiach linorytu Gielniak umieścił trawę, kwiaty, liście, które wyżej stanowią już organiczną tkankę wznoszących się murów. Stworzył wizję fascynującą i niepokojącą, bowiem dachy sanatorium nie są tu dachami, okna nie są oknami, ogrodzenie nie jest ogrodzeniem, a wejścia prowadzą donikąd. Świat kreowany przez artystę jest jak żywy organizm: ogromnie różnorodny w mnogości tworzących go elementów, stanowi całość jednolitą i nienaruszoną. Podziw wzbudza precyzja detalu, zdumiewająca delikatność kreski i nasycenie każdego milimetra powierzchni subtelną materią graficzną.

Misternych kompozycji Gielniaka nie poprzedzały szkice i studia. Cierpliwie przenosił ma linorytowe płytki swe niepokojące, oniryczne wizje. Powstawały w ciągu wielu tygodni i miesięcy "jak komórki żywego organizmu rozrastają się i nawarstwiają kształty nowych obserwacji, przeżyć i przemyśleń". Artysta rozpoczynał pracę w pewnym miejscu powierzchni płyty i stopniowo rozszerzał pole opracowywanej części, stopniowo zmieniał kawałek zwykłego linoleum w obraz wizji wysnutej z własnej wyobraźni. Sztywność staromodnej, prowincjonalnej architektury SANATORIÓW dosłownie rozsadza organiczna tkanka żywiołu roślinności, trwa, ziół, kwiatów. Ostatnia grafika z tego cyklu, SANATORIUM VI należy już do nowego etapu twórczości Gielniaka, obejmującego serię IMPROWIZACJI. Sam artysta nazwał ją później wtórnie IMPROWIZACJA V. W tej pracy widać wyraźnie, że zatracony został kontakt z rzeczą. Dotychczas artysta obserwował z zewnątrz zamknięty świat sanatorium, teraz spogląda z okna sanatorium w przestrzeń i podejmuje próbę uchwycenia struktury i charakteru materii. Z chaosu wyłaniają się wirujące i skłębione cząsteczki, jakby pra-forma kształtu. Wszystko jest płynne, brak tu znanych z poprzedniego cyklu punktów odniesienia. Gielniak posługuje się tym samym materiałem i tymi samymi narzędziami, ale efekty są już zupełnie inne. W serii IMPROWIZACJI przeważa operowanie bielą, a drobniutka faktura kropek wydobywa z głębi czerni jasne formy i rozbłyski światła. Artysta odrzuca dominantę linii ciągłej, dominują drobne punkty, draśnięcia, wirujące drobinki, które tworzą niebywała wręcz zwiewność faktury graficznej. Wspólną cechą IMPROWIZACJI jest rozjaśnianie powierzchni. Światło nie pada w nich z jakiegoś określonego kierunku, ale jest rozproszone na całej powierzchni. W długo opracowywanych linorytach zostało zawarte bardzo osobiste wyznanie, zobiektywizowane do uniwersalnego uogólnienia. Warsztatową maestrię łączył Gielniak z siłą i sugestywnością wizji, zmysłowym zachwytem nad pięknem świata. Inspiracje znajdował wszędzie: w witalnej bujności traw, ornamentalnej strukturze kwitnących ostów, w delikatnej kruchości dmuchawców. Jego sztuka ma w sobie coś z intymnego pamiętnika, swoistej kroniki przemijania i metafizycznego traktatu o przemijaniu. Świat kreowany przez Gielniaka zdaje się wyłaniać z gmatwaniny linii i kształtów, bogactwa ornamentalnych detali, z wyrafinowanych tonalnie przejść od aksamitnej czerni do czystej bieli.

W latach 1960-61 powstały dwa wstrząsające linoryty: PRZECIW CHOROBOM i PODRÓŻ DOOKOŁA KARTY GORĄCZKOWEJ. O pierwszym z nich tak pisał sam artysta: "...jako pomysł do tego linorytu posłużył mi dawny zwyczaj wykonywania drzeworytniczych znaków magicznych, tzw. charakterów, które miały służyć do odpędzania zarazy, demonów i wrogów. Jest to charakter przeciwko chorobom, a w szczególności przeciwko jednej. Szkoda tylko, że nikt nie wierzy w jego skuteczność...". Za pomocą tej białej jak szpitalna biel, przypominającej pajęczynę grafiki Gielniak średniowiecznym zwyczajem zaklinał chorobę, aby odeszła. Kontynuacją tego dzieła jest PODRÓŻ DOOKOŁA KARTY CHOROBOWEJ. W liście do Jerzego Stajudy Gielniak nazwał tę grafikę notatnikiem, w którym dzień po dniu zapisywał reminiscencje z sal zabiegowych i operacyjnych. Przez całą szerokość długiego na 40 cm linorytu biegnie linia, na którą naniesione są skoki temperatury. Praca ta powstawała przez cały rok, kiedy artysta leżał przykuty do łóżka i codziennie nanosił na płytę kilka zadraśnięć.

IMPROWIZACJE DLA GRAŻYNKI to prace dedykowane żonie artysty. Zapoczątkowane w 1964 roku powstawały do końca życia Gielniaka: artysta odtwarzał na nich wspomnienia z dzieciństwa w Valenciennas, przenosił na plansze kosmos i sierpniowe niebo, międzygwiezdną przestrzeń. Gielniak obserwował w tych linorytach świat z góry, jakby unosił się nad krajobrazem. Autobiograficzna dosłowność pierwszych linorytów przechodzi tu w formy bardziej dojrzałe, syntetyczne. Główny bohater jego wcześniejszych prac, sanatorium, staje się drobną cząstką pejzażu, a nawet kosmosu. Artysta nie czyni w nich nowych poszukiwań fakturalnych, wykorzystuje umiejętności zdobyte wcześniej, a osiąga w nich tu absolutne mistrzostwo. Niektóre IMPROWIZACJE DLA GRAŻYNKI stanowią dialog z dziełami wielkich mistrzów: w jednej z prac artysta odwołuje się do CAPRICHOS Goyi, w innej do WALKI MICHAŁA Z ARCHANIOŁEM Dürera.

Wybrane wystawy indywidualne:

  • 1961 - Katowice, Muzeum Śląskie
  • 1963 - Wiedeń, Galerie in der Biberstrasse
  • 1966 - Warszawa, Galeria Współczesna
  • 1972 - Wrocław, Muzeum Narodowe
  • 1974 - Jelenia Góra, Muzeum Karkonoskie (stała ekspozycja prac Józefa Gielniaka)
  • 1983 - Szczecin, BWA, Zamek Książąt Pomorskich
  • 2001 - Warszawa, Galeria Test
zmodyfikowano  11 lat temu
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ