koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
Wrocławianka roku GalaPerform[ing] POLAND - Przegląd sztuki performansu
zmodyfikowano  12 lat temu

Udzielanie się

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 20 473 wyświetleń od 1 stycznia 2007

Krystyna Nikan

*Nie powinienem chyba mówić o oczywistościach, mimo oczywistości samego malarstwa, bo ono właśnie z nieoczywistych aktów widzenia czyni oczywistą naoczność. Ale – choć efektownie brzmi – sens tego zdania nie o efekt się upomina.

Że to, co widać na obrazach Krystyny Nikan, jest biologiczne, organiczne, erotyczne czy głęboko płciowe – może potwierdzić każdy w miarę wrażliwy patrzący.

Może też przyjąć jej poetyckie alibi, te cytaty z wierszy przypisywane poszczególnym wyjawieniom, z dobrą wiarą. Może więc ulec miłemu złudzeniu, że obrazy są ekwiwalentyzacjami poezji i rzeczywiście dokumentują duchowe i zmysłowe przeżycia czułej Czytelniczki.

Zdaje mi się jednak (mojemu patrzeniu się zdaje), że Krystyny Nikan zetknięcia z tekstami lirycznymi służą wznieceniu iskry do całkiem już innego ognia. Zatem: jej obrazy są widomie rozżarzone, ale blask czy poświata tego żaru wynurza się ze sfery niewidzialnej, niedotykalnej. To w niej zawija się czy wywija światło – jeśli tak można powiedzieć. Wiem, że to zawijanie-wywijanie właściwe jest kwiatom, zwłaszcza tym, które najjawniej oddają naszej wyobraźni swoją seksualną proweniencję: storczykom, irysom, daliom, różom.

I Krystyna Nikan często posługuje się aluzją roślinną, ale robi to, by jawnie przekupić wyobraźnię, by po wyobrażalnym ześlizgnąć się do niewyobrażalnego a mimo to – wyobrażonego.

Są to jej wglądy poza najintymniej objawioną nagość, w głębię płci rojącej swoje zachłanne marzenia między podczerwienią ziemi a nadfioletem nieba.

Mówić o tym tak, jak właśnie powiedziałem, jest skandalem. Nie tylko stylistycznym czy – zwyczajnie – gramatycznym.

Skandalem jest też nazywanie tego. Ale artystka zdaje się dopuszczać do niego, pozwalać na skandal. Prowokuje go, sugerując tytułami obrazów poetyckie odniesienia, podczas gdy (tak to czuję) naprawdę chodzi o hypnotyzowanie wzroku wizjami miłosnych protuberancji – tak, żeby w samym widzeniu mogło się spełnić to, czemu samo widzenie nie wystarczy. Czemu nie wystarczy żaden dosyt zmysłów.

Może takiego stanu łakomstwa życia doznajemy przed narodzeniem, i to, co później wabi nas mirażami pożądań jako podobieństwo do czegoś (nie wiadomo czego) zanurzonego w błogości niewypowiedzianej rozkoszy – jest jakimś odblaskiem naszej prenatalnej pamięci...

Pamięci o dotykaniu rozżarzającym wizje, smaki, zapachy i brzmienia w szczęśliwej synestezji udzielania się... Udzielania Się.*

Bogusław Kierc

Poeta, eseista, reżyser

Wrocław, luty 2005

zmodyfikowano  12 lat temu
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ