koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
Wrocławianka roku GalaCO JEST GRANE - listopad 2024 - nr 365
zmodyfikowano  12 lat temu

ROMUALD POPŁONYK

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 2 160 wyświetleń od 1 stycznia 2007
  • 1 maja 2002, środa
    » 00:00

ORGANIZATOR FESTIWALU 'BUSKERBUS'

VI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych BuskerBus 2002

Z Romualdem Popłonykiem, pomysłodawcą i organizatorem Busker Bus rozmawia Grażyna Migniewicz.

  1. M. – Co skłoniło Cię do tego by poświęcić swój czas dla Festiwalu, który nazwałeś BuskerBus? R.P. - Basker Bus to Festiwal, który ja nazywam również – pielgrzymką śmiechu, radości i optymizmu. Jeżdżąc po całym świecie zauważyłem, że na festiwalach ulicznych panuje rewelacyjna atmosfera, artysta uliczny czyli busker to po angielsku selfmaker, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy: samo-tworzący się człowiek, czyli taki, który jest niesłychanie samodzielny i przedsiębiorczy, otwarty, który nie boi się wchodzić w tłum, bawić się z nim i wciągać do zabawy. W związku z tym stwierdziłem, że taki festiwal potrzebny jest w Polsce jako lekarstwo, to może za dużo powiedziane, chociaż na obecną chwilę jest to rodzaj lekarstwa na smutek. Chodzą smętni ludzie smętnymi ulicami, brakuje nam tutaj strasznie, po pierwsze radości, po drugie optymizmu i śmiechu, takiego rzetelnego wynikającego z nas samych. Zapraszam więc artystów ulicznych, bo oni się do tego cudownie nadają, chcę pokazać tych, którzy mają w sobie tyle optymizmu, że mogliby nim obdarować cały świat i jeszcze dużo by zostało.
  2. M. – Szósty raz spotkają się starzy i nowi Buskerzy na wrocławskich ulicach, by zabawiać i wciągać do zabawy publiczność, a wszystko po to, jak mówisz, by wnieść w nasze życie odrobinę optymizmu i uśmiechu. R.P. - Jest to z jednej strony rozrywka, z drugiej potrzeba i konieczność, dla mnie również pewien archetyp teatru, pewne sięgnięcie do korzeni sztuki, która się na samym początku nie odbywała przecież w miejscach określanych mianem sacrum, wręcz przeciwnie, odbywała się w miejscach, które w tej chwili określa się mianem profanum. Artysta występujący na ulicy musiał wykrzesać z siebie coś, co z czasem stało się teatrem, więc wracamy do korzeni, z każdym rodzajem sztuki, bo zarówno z teatrem, muzyką jak i z formami kuglarstwa czy cyrku.
  3. M. – Czy są jakieś różnice w odbiorze w poszczególnych miastach? R.P. - Jeżeli festiwal odbywa się we Wrocławiu to jest cudowna atmosfera. W Zielonej Górze np. dopiero w zeszłym roku gazety, reporterzy i publiczność zaczęli rozumieć, że coś jest nie tak. Co mianowicie? Zaczęto pisać mniej więcej tak: ludzie dlaczego się boicie baby jagi, czemu przyglądacie się artystom zza drzewa, przecież oni przyjeżdżają do Was i są cali otwarci, a wy chowacie się za drzewami nie podchodzicie do nich. Przełamywanie wewnętrznych oporów przed podejściem do artysty i bawieniem się razem z nim, to następna ważna rola jaką ten festiwal spełnia. Przecież nie jest dyshonorem bawienie się z artystą ulicznym. Po to również ten festiwal robię, żeby przełamywać opory przed kontaktem z drugim człowiekiem. Przecież to jest piękne, artysty od publiczności nie oddziela żadna bramka, żaden ochroniarz, żaden płotek, każdy może podejść i powiedzieć: stary fajnie grasz, chodź pójdziemy na piwko i pogadamy o życiu, albo o tym co robisz.
  4. M. – BuskerBus gości wielu artystów o nietypowych zdolnościach, czym kierujesz się zapraszając tych ludzi na Festiwal? R.P. - Czasami czuję się jak ten gość z bajki o latającym statku, jeżdżę po świecie i kolekcjonuję ludzi, którzy posiadają różne dziwne umiejętności. A to gość, który stoi na trzymetrowym słupie, żągluje pięcioma pochodniami, słup stoi na linie trzymanej przez trzech gości wyrwanych z tłumu, a to z kolei tamten chodzi po linie i rzuca nożami w tarczę, jeszcze inni żąglują nożami między nogami stojącego na dwóch taboretach Andrzeja Krzywika, i tak dalej. I to jest wspaniałe, że tacy ludzie istnieją i przyjeżdżają do nas, aby zarazić nas swoim optymizmem. Po to jest ten festiwal. Zaprosiłem kiedyś na festiwal jedną dziewczynę z Anglii, która mi napisała, że rysuje na chodnikach. Widywałem takich rysowników we Włoszech, rysowali kredą przepiękne obrazy np. kopie dzieł renesansowych mistrzów, i sądziłem, że to jest ktoś taki. Tymczasem okazało się, że dziewczyna na małych kartonikach rysowała karykatury, ale jednocześnie rewelacyjnie uśmiechała się do wszystkich. Miała uśmiech, który zniewalał. Ktokolwiek przechodził obok, na jej widok od razu się uśmiechał, to było coś niesamowitego. W Zielonej Górze powstawały poezje na jej temat. Sens jej obecności na tym festiwalu był przede wszystkim taki, że ona obdarowywała wszystkich uśmiechem, na widok którego ludzie zaczynali się uśmiechać i to był jej wielki sukces. Pal sześć rysunki, były tylko i wyłącznie pretekstem, natomiast jej uśmiech był czymś wspaniałym.
  5. M. – Opowiadałeś, że co roku zgłasza się coraz więcej ludzi. Piszą, mailują, telefonują, faksują, że słyszeli o festiwalu i chcą wziąć w nim udział. Jak udało Ci się ściągnąć zespół z Mongolii? R.P. - Mongołów to ja poderwałem na ulicy w Gdańsku, na Długim Targu, podszedłem do nich zapytałem skąd, po co dlaczego tu występują, po czym zaprosili mnie na kumys, okazało się, że kumys jest bardzo wysokoprocentowy, nawet o tym nie wiedziałem. W wyniku tego kumysu rozmarzyłem się i zaprosiłem ich do siebie na festiwal, po czym o nich zapomniałem. Któregoś dnia, na dwa dni przed BaskerBusem, kiedy już budżet miałem zapięty na ten ostatni guzik, dzwoni telefon: słuchaj a my jesteśmy Mongolia i myśmy właśnie przyjechali, no to się załamałem w tym momencie, ale ucieszyłem jednocześnie, bo to wspaniały zespół. Przyjechali i zostali gwiazdą pierwszego festiwalu i tak jest co roku. Przyjeżdżają z Mongolii tłukąc się pociągiem przez cały tydzień, specjalnie na nasz festiwal, w wielu wypadkach jeszcze dopłacając do tej podróży, bo to przecież 10-osobowy zespół. Ale tak jest z większością wykonawców, bo np. ci, którzy przyjeżdżają z Australii czy ze Stanów, albo Nowej Zelandii również nie zawsze dostają pełnego zwrotu kosztów.
  6. M. – No właśnie, jak radzisz sobie z kosztami? Zorganizować festiwal w międzynarodowej obsadzie nie jest łatwo, na pewno masz mnóstwo roboty organizacyjnej i sporo kłopotów do rozwiązania? R.P. - W dzisiejszych czasach, trudnych dla kultury w ogóle, wszystko zależy od sponsorów, a na taki festiwal trudno jest zdobyć pieniądze. My nie przedstawiamy wielkich artystów na wspaniałych scenach, my przedstawiamy na czymś co sceną podobno nie jest, mianowicie na ulicy. W związku z tym dla niektórych sponsorów, być może dyshonorem byłoby sponsorowanie czegoś takiego. Opieraliśmy się więc głównie, do tej pory przynajmniej, na dotacjach miejskich i ministerialnych. W tym roku niestety już tylko miejskich, ponieważ ministerstwo i województwo dały nam dokładnie zero, a miasto dało nam 1/3 mniej niż w zeszłym roku. W tym roku będziemy się opierali tylko i wyłącznie na tym co dała nam Zielona Góra, Wrocław i sponsorzy, z którymi jeszcze trwają ostatnie rozmowy.
  7. M. – A przecież BuskerBus jest nam potrzebny nie tylko dla uśmiechu i radości, przynosi nam również sławę na świecie. R.P. - Być może władze zauważą tę sławę i zdecydują o tym by w nas zainwestować i wesprzeć nasze działania? Ostatni sygnał ze świata dotarł do mnie z Anglii z miasta Exseter. W marcowym numerze bezpłatnego miesięcznika kulturalnego pod tytułem 'The List'– Exseters Essential Guide, ukazał się artykuł z którego wynika, że podziwiają i zazdroszczą nam wspaniałego Festiwalu, akim jest BuskerBus, wychwalając jednocześnie nasze piękne miasto. Zacytuję tylko króciutki fragment:Philip mówi: nigdy nie byłem wcześniej w Polsce, ale teraz nie mogę żyć poza tym miejscem, niedawno wróciłem do Wrocławia na Nowy Rok, który w śniegu wyglądał bardzo pięknie i choć było bardzo zimno, było wspaniale. Byłoby świetnym pomysłem mieć podobne wydarzenie jak BaskerBus poruszający się po krajach zachodnich, aby pozwolić artystom promować ich tożsamość na arenie międzynarodowej`.
  8. M. – IV festiwal już za niecałe dwa miesiące, z roku na rok przybywa publiczności, tak też będzie tym razem. Czy coś się zmieniło w organizacji festiwalu? R.P. - Tak BaskerBus zaczął się w 1996 roku, a jak to wygląda w tej chwili, wystarczy przejść się podczas trwania festiwalu gdziekolwiek i wziąć udział w zabawie. Pierwsze festiwale były we Wrocławiu i w Oleśnicy, później wydłużaliśmy trasę, najdłuższa odbyła się w 2000 roku: Szczecin, Wrocław, Zielona Góra, Szklarska Poręba. Kiedyś korzystaliśmy wyłącznie z autobusów, dzisiaj wygląda to tak, że jeśli nie ma autobusu, to wsiada się we Wrocławiu w pociąg i jeździ się po całej Polsce ze spektaklami. Tegoroczny festiwal odbędzie się na trasie Wrocław - Zielona Góra. Trwają jeszcze rozmowy, być może dojedzie do Legnicy, czego życzyłbym i sobie i Legnicy. Festiwal z reguły trwa ok. 10 dni, w porywach do 2 tygodni. We Wrocławiu przeważnie jesteśmy cztery dni. W tym roku rozpoczniemy 29 czerwca do 7 lipca, we Wrocławiu zagramy w dniach 5, 6, 7 lipca. Zapraszam więc wszystkich, i tych smutnych i tych wesołych do wspólnej zabawy.
zmodyfikowano  12 lat temu
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ