koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
Wrocławianka roku GalaCO JEST GRANE - LISTOPAD 2024 - nr 365ARTYSTA BEZ GRANIC PAFAWAG
zmodyfikowano  12 lat temu

Witosław Czerwonka

Łódź »
CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 21 855 wyświetleń od 15 kwietnia 2008
  • od: 19 kwietnia 2008, sobota
    do: 26 kwietnia 2008, sobota

KILKA OBRAZÓW DLA WSCHODNIEJ

Witosław Czerwonka
ur. 04.06.1949r. we Wrocławiu. Absolwent Wydziału Malarstwa Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Dyplom w pracowni malarstwa prof. Jacka Żuławskiego w 1972 roku. W latach siedemdziesiątych zajmuje się malarstwem, rysunkiem i fotografią, a marginalnie projektowaniem graficznym i typografią. W latach osiemdziesiątych pojawiają się instalacje dźwiękowe i pierwsze realizacje video. Lata dziewięćdziesiąte przynoszą wielokanałowe instalacje video, videoobiekty i videoobrazy. Równolegle prowadzi od 1973 roku działalność pedagogiczną i wystawienniczą.

W 1992 roku wraz z Wojciechem Zamiarą otwiera Pracownię PI na Wydziale Malarstwa, co stanowi oficjalne wprowadzenie intermediów w struktury akademickie gdańskiej Uczelni. Obecnie prowadzi Pracownię Intermedialną w ramach Katedry Intermediów Wydziału Rzeżby Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.

KILKA OBRAZÓW DLA WSCHODNIEJ /

19.o4.2008

W 1988 roku pokazałem na Wschodniej " Przestrzeń przenośną". Przygotowując tę pracę obijałem bezlitośnie wszystkie powierzchnie mojej sopockiej przestrzeni prywatnej - ściany, sufit, podłogę, okna i wszystkie sprzęty. Efekt dźwiękowy tego barbarzyńskiego procederu rejestrowałem beznamiętnie czterokanałowym zapisem audio. Moje działanie nosiło wprawdzie znamiona niekontrolowanego napadu szału, ale było wynikiem realizacji precyzyjnie opracowanej partytury przestrzennej i czasowej. Jego celem było uzyskanie trójwymiarowego, akustycznego modelu konkretnej przestrzeni fizycznej i przeniesienie go w nową, tym razem publiczną przestrzeń galerii. Dzięki temu zabiegowi obie przestrzenie przez pewien czas egzystowały wspólnie, stanowiąc nowy, utopijny byt. Jadąc do Łodzi zaopatrzony byłem już w kolejną partyturę, która miała mi umożliwić zdjęcie akustycznego odcisku palca Galerii Wschodniej. Po wykonaniu zadania przeniosłem go do Wrocławia. Dzięki uprzejmości nieodżałowanej pamięci Jerzego Ryby znalazł swoje miejsce w galerii NA OSTROWIE. Zmaterializował się w postaci dwu fotografii przeciwległych ścian dużego pokoju Galerii Wschodniej,które wyznaczały oś przestrzenną zapisu dźwiękowego i dwu przenośnych magnetofonów. Realia czasu i okoliczności wystawowe sprawiły, że praca ta przeznaczona była do odbioru jednoosobowego co doskonale zdokumentował Zygmunt Rytka. Galeria Na Ostrowie została poddana podobnej procedurze i przeniesiona następnie do Galerii PO w Zielonej Górze, gdzie jedyną reakcją obronną Wojtka Kozłowskiego było zastrzeżenie zachowania w całości witryn, gdy dowiedział się, że zarządzana przez niego przestrzeń ma zostać przeniesiona w postaci akustyczno-fotograficznego fantomu do Karlina koło Koszalina. Czekał już tam na nią Andrzej Ciesielski, przygotowujący jak zwykle kolejne spotkanie artystów. Tym razem nie mam zdjęć. Brak czasu na wywołanie slajdów. Mogę wyświetlić tylko negatywy. Sala jest wielka i wyciemniona, wielokrotnie większa od Galerii PO. To mnie cieszy. Nagłośnienie dobre... Następnego dnia zdejmuję dźwiękowy odcisk. Nie robię zdjęć. Kilka dni później jestem w Sopocie. Po ciemku słucham nagrania z dwu magnetofonów. Koniec projektu, który trwał od kwietnia do sierpnia 88. W szufladzie spoczywają nieliczne ocalałe kasety. Możliwe, że to więzienie ducha tych miejsc...Po dwudziestu latach ponownie wracam na Wschodnią z mocnym postanowieniem odkrycia ostatnich sekretów tego miejsca, a właściwie zlokalizowania jego ducha. Kończy się pierwsza dekada XXI wieku i mogę sięgnąć po dowolne narzędzia. Wszystkie mają jednak swoje ograniczenia i rejestrują jedynie fizykalny aspekt rzeczywistości- wilgotność, temperaturę, wstrząsy podłoża i pełną skalę promieniowań. Jestem zdany na badanie "ciała" w poszukiwaniu "ducha". Ostatecznie ducha miejsca powinny definiować cechy miejsca, biegam więc po specjalistycznych sklepach i gromadzę niezbędny sprzęt. Rośnie sterta urządzeń, których nazw nie umiem sobie dzisiaj przypomnieć. Moje liczne karty kredytowe błagają o litość, ale nie ma litości w poszukiwaniu prawdy! Wreszcie przypominam sobie o braku kamery. W moich badaniach aspekt dokumentacji może być przydatny. Biegnę do Salonu Sony i jestem w raju. Bez wachania wskazuję właściwy model. Przy kasie katastrofa - ostatnia z kart może pokryć koszt urządzenia wycofywanego właśnie z dynamicznie rozwijającego się rynku - trudno.... Wracam na Wschodnią i precyzyjnie rozmieszczam urządzenia. Nic nie powinno ujść ich uwadze. Inwestycja warta jest celu jakiemu służy. Na moje obserwacje mam raptem 48 godzin i dlatego cały sprzęt musi działać niezawodnie. Jako ostatnią uruchamiam nieszczęsną kamerę na statywie i wychodzę. Jest 13 marca 2006 roku,

20.43 Jestem zmęczony całodzienną bieganiną, ale nie śpię całą noc. Myślami jestem na Wschodniej.

14 marca nie pamiętam zupełnie. Musiałem trwać w odrętwieniu i całkowitej apatii.

Obudziłem się z letargu 15 marca koło południa. W mieszkaniu przy Kilińskiego byłem zupełnie sam. Z za okna dobiegały natrętne dźwięki żyjącego miasta. Po piętnastu minutach byłem już zdyszany na Wschodniej. Biegłem całą drogę gnany niepokojem o los mojego eksperymentu. Otworzył mi Adam, zdziwiony wczesną i niezapowiedzianą wizytą, a jeszcze bardziej stanem w jakim mnie znajdował. Odepchnąłem go niegrzecznie i już byłem w moim laboratorium. Wszystkie urządzenia działały sprawnie. Uspokoiłem się. Dopiero teraz zauważyłem, że mamy pogodny dzień i przez okna pada ostre światło, podkreślając strukturę ścian. Na parapecie wygrzewały się koty. Przeprosiłem Adama za moje zachowanie. On jak zwykle pobłażliwym uśmiechem wybaczył i jak zwykle napiliśmy się herbaty. Odezwał się mój telefon. To Jola zdziwiona, że nie ma mnie w domu przypomina o konieczności zmierzenia pokoi na Wschodniej. Dziękuję jej i zapowiadam rychły powrót- zaraz po wykonaniu zadania. Nie wspominam oczywiście, że zapomniałem miarki. Herbata nastraja optymistycznie, więc mierzę jeden z pokoi krokami, a zaraz potem przystępuję do demontowania aparatury. Niepotrzebne już urządzenia wrzucam do kartonów, które przygotował Adam. Wywieziemy je do zaprzyjaźnionego komisu w wolnej chwili. Teraz ważne są jedynie zapisane dane- dyskietki, taśmy i dyski. Skrupulatnie pakuję je do nesesera z szyfrowym zamkiem. Pojadą ze mną do mojej ukrytej pracowni, w której poddam je dogłębnej analizie i wyciągnę właściwe wnioski...

zmodyfikowano  12 lat temu
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ