koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
Wrocławianka roku GalaPerform[ing] POLAND - Przegląd sztuki performansuCO JEST GRANE - listopad 2024 - nr 365
zmodyfikowano  12 lat temu

Oranże

Kraków »
CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 14 102 wyświetleń od 1 października 2008

Kraków » Grodzka 65 » NA MAPIE

  • 3 października 2008, piątek
    » 19:00

grafiki Andrzeja Bielawskiego

Wernisaż: 3. października 2008 r. godz. 19:00

(...) Gestem bez precedensu, zarówno dla malarza jak i grafika, staje się w latach 90. wprowadzenie w obręb obrazu sztalugowego zużytych metalowych matryc.

Wykorzystuje efekty naturalnego ubytku, korozji i zużycia, pociąga go proces utleniania i zmiany koloru metalu. „Recykling” Bielawskiego nadaje tym zapomnianym przedmiotom nowe funkcje estetyczne i ekspresyjne.

Jego decyzja jest wyrazem kreatywności, ale i odwagi. Bowiem dla większości artystów matryca jest obszarem sacrum, tu konkretyzuje się idea i obraz grafiki. Pozyskane dla malarstwa matryce mają początkowo standardowe formaty. Dopiero później Bielawski przycina je, wykorzystuje skrawki i fragmenty.

Do malarstwa wprowadza więc geometryczny wymiar, który nie wynika z rysowania czy malowania lecz z obecności realnego przedmiotu.

Tworzy abstrakcję geometryczną w oparciu o moduł grafiki. Nie tylko jednak „blachy”, ale i próbne odbitki nakleja na płótna, włącza w malarstwo.

Tym samym graficzny negatyw (matryca) i pozytyw (odbitka), nieoczekiwanie złączone ze sobą, stają się integralnym surowcem tego wyjątkowego w tradycji artystycznej malarskiego gesamtkunstwerku.

Tym samym Bielawski zbliża się do malarstwa materii, odnawia także tradycję kolażu. „Malować można czym się chce – przypominają się słowa Apollinaire’a – fajkami, znaczkami pocztowymi, widokówkami lub kartami do gry, świecznikami, kawałkami ceraty, sztywnymi kołnierzykami, tapetą, gazetami”.

Malować można też grafiką – zdaje się dopowiadać artysta i wydobywa ją z zapomnienia, umożliwia życie w nowym wcieleniu.

Konsekwentnie kieruje się intuicją materiałową, która determinuje estetykę. Wierny idei „niekończących się relacji i powiązań przedmiotów i zdarzeń” przekracza procedury technologiczne dyscyplin sztuki. Ważny jest proces transmutacji, a materiału dostarcza otoczenie, także to artystyczne.

Utylizacja i ergonomia w działaniach Bielaw­skiego ma wymiar nie tylko artystyczny i konceptualny. Jest też wyrazem wierności i sentymentu dla przedmiotów zużytych i odłożonych na bok, a tym samym podkreśleniem dystansu wobec współczesnej konsumpcji – kultury ciągłej nowości i jednorazowego produktu.

Artysta, wrażliwy na otoczenie, staje się kustoszem przedmiotów starzejących się, mających swą historię. Bliska nam jest ta wrażliwość i stosunek do świata materialnego. Wystarczy przypomnieć porzuconą, słynną już deskę Tadeusza Kantora, podniesioną do rangi przedmiotu artystycznego, czy mniej znany lecz równie ważny kołek z drewnianej konstrukcji domu rodzinnego pieczołowicie przechowywany przez Jerzego Panka.

W drugiej połowie lat 90. naznaczone grafiką malarstwo Bielawskiego zmienia się. Poprzez czernie, rdzę i patynę dochodzi do błękitu, który rozciera na metalowej powierzchni swych płócien. Powstają świetliste obrazy uwolnione od przyciągania ziemi.

W tym czasie buduje dom i pracownię nad Narwią, gdzie spędza coraz więcej czasu. Oddziaływanie nieskażonej cywilizacją natury uskrzydla, a żywioł ziemi ustępuje powietrzu i otwartym przestrzeniom. Stopniowo Bielawski eliminuje w swym malarstwie blachy. Zastępuje je delikatny, naklejany na płótna papier ryżowy i kładziony warstwami eteryczny wosk. Nowe obrazy „oczyszczone z wyobraźni” – jak trafnie określa je Urszula Makowska – odwołują się do kontemplacji.

Związek z naturą ma w tym przypadku charakter doświadczenia zmierzającego ku transcendencji. Gładko nakładane na płótno warstwy papieru, oleju, wosku stwarzają przestrzeń jednolitą bez napięć kierunkowych i podziałów otwierającą się w nieskończoność. Złożone i wyrafinowane procedury technologiczne nie tylko nie służą indywidualnej ekspresji, lecz dążą do jej wyeliminowania. Malarstwo wyzwolone z materii osiąga stan ponadczasowy, idealny.

W tym momencie grę ze zmienną rzeczywistością podejmuje na powrót grafika. Powstaje cykl pt. Oranże, który pokazujemy na wystawie. W odróżnieniu od monochromatycznych obrazów artysta wprowadza ekspresyjny, gorący pigment, „zrodzony z rdzy obrazów-blach” jak słusznie zauważa Makowska. Czyżby więc grafika nowego wieku podejmowała porzucony wątek malarstwa lat 90? W przeciwieństwie do zmierzającego ku transcendencji i scalającego zmysłowe doświadczenie malarstwa graficzna kreska Oranży analizuje i dzieli naturę, wskazuje już nie na idyllę pejzażu, lecz jego zmienność, niepokojący rytm, dynamikę.

Podkreśla kierunki i podziały przestrzenne, zdecydowany pion, poziom, linie diagonalne, zagęszczenia i rozrzedzenia. Namiętne, rozpalone ogniem energii suche igły są dramatycznym przeżyciem pejzażu. Większość prac zmierza ku abstrakcji. Rytmicznie modulowana kreska, jak w secesji, jest wektorem sił natury. Trudno oprzeć się jej zmysłowej energii. Do czasu jednak.

Niespodziewanie bowiem dekoracyjna stylistyka cyklu załamuje się. Kreska traci swą wibrującą giętkość i sprężystość. Nie jest już wykresem czystych sił lecz nośnikiem iluzjonistycznego przedstawienia, przypomina porwaną ogrodzeniowa siatkę oddzielającą widza od tła; białej ściany pokrytej czerwonym liszajem. W kontekście ostatnich prac wcześniejsze w cyklu wydają się tylko zapowiedzią, ćwiczeniem, które wprowadza rysunek w przestrzeń konfrontacji z rzeczywistością.

Tym razem na powrót tą niższą, zdegradowaną, peryferyjną, która wciska się bocznymi drzwiami i psuje szyki. Ale to przecież z tych właśnie obszarów wywodzą się wczesne artystyczne doświadczenia Bielawskiego! Czy są więc Oranże, po chwilach uniesienia nieskończonością natury i malarstwa, powrotem na jawę praskiego podwórka, gdzie kanon piękna wyznacza poszarpany drut ogrodzenia i plama na ścianie?

Znaczyło by to, że pamięć ziemi, swoistego piękna obszarów degradacji, ważna w twórczości Bielawskiego, nie pozwala mu beztrosko patrzeć w niebo. Nie wiemy jak relacja góra – dół, a w wymiarze artystycznym idealizm – naturalizm, wyznaczająca kierunek zmagań artysty ze światem, ułoży się w przyszłości.

Nie wiemy też jak po okresie niepodzielnych doświadczeń układać się będzie dalsza współpraca grafika z malarzem. Możemy jednak zaryzykować stwierdzenie, że dotychczasowe ostre widzenie świata zawdzięcza doświadczeniom grafiki i rysunku, bez których wizja natury czystej i jak się wydaje bezkonfliktowej, do której doszedł w malarstwie, nie była by tak doskonała.

Andrzej Bielawski ukończył Wydział Grafiki ASP w Warszawie w początkach lat 70. W okresie stanu wojennego współpracuje z „Solidarnością”. Jest inicjatorem aukcji sztuki na rzecz związku, wykonuje prace graficzne i drukarskie, urządza wystawy poza oficjalnym obiegiem.

W swym dorobku oprócz wystaw zbiorowych ma kilkadziesiąt wystaw indywidualnych w kraju i zagranicą (m.in. dwie monograficzne wystawy w warszawskiej Zachęcie, 1997, 2007). Przez rok (1982-83) pracował jako asystent na warszawskiej ASP. W roku 1991 wraz ze swa żoną, także artystką, Teresą Starzec założył Fundację Atelier, w ramach której powstała Szkoła Rysunku i Malarstwa dla uczniów i absolwentów szkół średnich, w której naucza. Zajmuje się malarstwem, grafiką, rysunkiem, fotografią.

Jan Fejkiel

zmodyfikowano  12 lat temu
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ