koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
TINAPOK KWIECIEŃ - MAJ 2024
zmodyfikowano  11 lat temu  »  

FOTOCOLLAGE - NOWY JORK

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 17 089 wyświetleń od 13 września 2010
  • od: 14 września 2010, wtorek
    do: 27 września 2010, poniedziałek

Janina Osewska - wystawa fotografii w Galerii Schody

Janina Osewska - FOTOCOLLAGE - Nowy Jork

wystawa fotografii

14 - 27.09.2010 r.

Przy ujściu rzeki Hudson do Oceanu Atlantyckiego znajduje się Nowy Jork. Położony na wyspach (Manhattan) i kontynencie jest jedną z największych aglomeracji świata. Tutaj skupiły się wielkie banki, korporacje międzynarodowe, giełda nowojorska, towarzystwa ubezpieczeniowe. To rownież głowny ośrodek przemysłu USA i Ameryki Połnocnej i węzeł komunikacyjny, zwłaszcza lotnisko J. F. K. Głowna dzielnica, nazywana przez mieszkańcow tyglem, to Manhattan.

TĘTNO MANHATTANU

(pamiętnik podroży )

Do Nowego Jorku trafiłam ze swoim aparatem przez szczęśliwe zrządzenie losu. Przepustką do wyjazdu był wiersz pt. „Dzieci",_ _za ktory otrzymałam pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Poezji, zorganizowanym przez Polish American Poets Academy w New Jersey, i zaproszenie na I Zlot Poetow w Wallington. Zamieszkałam na Manhattanie, w samym centrum nowojorskiej metropolii. Postanowiłam poznać bliżej to miasto i wsłuchać się w jego tętno, sfotografować. Było to możliwe dzięki doskonałym rozwiązaniom tutejszego metra, ktore dociera w każdy zakątek Manhattanu oraz na Brooklyn i Queens.

 Pierwsze spotkanie z metrem nie wywiera najlepszego wrażenia, a w porownaniu z moskiewskim czy paryskim wypada całkiem blado. Jest nieestetyczne, ale wydaje się, że nikt się tym nie przejmuje, gdyż nie pozwala na to panujący tutaj powszechnie pośpiech i stale płynąca rzeka ludzi z telefonami komorkowymi przy uchu. Odległości są ogromne, więc mieszkańcy miasta utrzymują kontakt telefoniczny. Rozmawiają prawie wszędzie: w autobusie, na ulicy, w restauracji, w parku. Tylko w metrze telefon nie ma zasięgu. Tutaj nowojorczycy nagminnie słuchają muzyki.

 Metro ma niepisane prawo, ktore najlepiej starać się poznać szybko. Należy zaplanować sobie zajęcie na czas jazdy lub wbić wzrok pomiędzy własne stopy, bo przyglądanie się wspołpasażerom może być źle zrozumiane. Tak więc, jak zauważyłam, można studiować mapę, czytać książkę, robić na drutach, pudrować twarz lub ją kremować, czesać się, uczyć się albo prowadzić rozmowę, jeśli jedzie się w towarzystwie.

 Trudno jednak pohamować swoją ciekawość, bo koloryt undergroundu jest niesamowity. Wkładałam więc ciemne okulary i dyskretnie oglądałam wszystko wokoł. Zauważalna wielość nacji, a co za tym idzie - rożnorodność fryzur, kolorow skory, włosow, profili twarzy, tuszy i strojow przyciągała wzrok. Zauważyłam, że młodzi murzyńscy chłopcy poubierani są tak samo, jak niektorzy nasi gimnazjaliści. Spodnie z obniżonym krokiem, długie podkoszulki, nieco krotsze kurtki i oczywiście kaptury na głowie. Taka moda podziemia nowojorskiego. Aż dziw, że u nas uchodzi wśrod niektorych nastolatkow „za szyk i pierwszy krzyk". Inaczej, czyli normalnie, wyglądają młodzi nowojorczycy w dzielnicy Greenwich Village, gdzie znajduje się nowojorski uniwersytet, czy w New York Public Library (bibliotece) przy 5-th Avenue, a najbardziej elegancko poubieranych można spotkać na Wall Street, w dzielnicy finansowej położonej na Dolnym Manhattanie.

W Nowym Jorku swoje enklawy mają ludzie rożnych narodow. Odwiedziłam prawie wszystkie dzielnice. W większości z nich poruszałam się pieszo, bo dopiero wowczas poczuć mogłam atmosferę i zobaczyć życie z bliska. W murzyńskiej dzielnicy Harlem właściwie nie widzi się białych i dlatego trudno przełamać obawy. Jest to dzielnica nadal niechętnie odwiedzana przez turystow. Jest ciągle miejscem napięć rasowych, biedy i bezrobocia. Tutaj czułam się obco i byłam niechciana, co zauważyłam w spojrzeniach. Do najciekawszych miejsc należy legendarny Cotton Club czy Apollo Teatre, gdzie występowały takie sławy, jak Ella Fitzgerald i James Brown. Tutaj ma też swoje biuro były prezydent Bill Clinton.

 W dzielnicy Chinatown mieszka obecnie około stu tysięcy Chińczykow. Jest to prawie połowa chińskiej populacji Nowego Jorku. Życie tutaj tętni. Kolorowe stragany z niezliczonymi gatunkami ryb, przypraw i owocow przyciągają oko i obiektyw aparatu fotograficznego. Odwiedziłam sklep, w ktorym jeden funt przyprawy kosztuje kilka tysięcy dolarow. Feeria barw, zapachow, kolorow, smakow i dźwiękow chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jest to miejsce, gdzie nowojorczycy robią tanie zakupy. Podobnie jak w Turcji, tutaj znaleźć można „podrobki" wyrobow najlepszych światowych firm.

 Okrążona przez  Chinatown od południa i SoHo od zachodu Little Italy (Mała Italia), jeszcze sto lat temu gęsto zaludniona i rozkwitająca enklawa włoskich emigrantow, z każdym rokiem staje się mniejsza i mniej włoska. Mimo to zachowały się jeszcze sklepy i restauracje serwujące typowe dania włoskiej kuchni. Stoliki wystawiane są na zewnątrz jak w rodzinnym kraju Włochow. W październiku jednak było zbyt chłodno, aby w zupełności poczuć klimat Italii.

Wędrując po dzielnicach Nowego Jorku, nie sposob pominąć SoHo - South of Houston Street, co w języku polskim oznacza na południe od Houston Street. Wciśnięta pomiędzy Financial Disctict i Greenwich Village przez wiele lat SoHo była ponurą dzielnicą fabryk i magazynow. W połowie XIX wieku włoczenie się po „zakazanych" dzielnicach stało się modne i podziemni przewodnicy kierowali żądnych przygod do miejsc o wątpliwej reputacji. Ich największym skupiskiem w SoHo była okolica trzech ulic, zwanych Heel's Hundred Acres (Sto Akrow Piekła). W drugiej połowie XIX wieku większość budynkow zajęły zakłady drukarskie i fabryki. Fasady budynkow konstruowano z żeliwa, ktore wowczas było tańsze niż kamień i dawało wiarę w ognioodporność. Jednak po drugiej wojnie światowej, kiedy właściciele przenieśli swoje interesy do nowocześniejszych siedzib, dzielnica podupadła, a obszerne strychy i poddasza ze względu na niskie czynsze nadawały się znakomicie na pracownie artystyczne. Od polowy lat sześćdziesiątych SoHo stała się synonimem dzielnicy artystow. Jej nobilitacja przebiegała bardzo szybko. Galerie przyciągały z miasta artystyczną publiczność i obecnie jest to dzielnica eleganckich antykwariatow, galerii artystycznych, ekskluzywnych sklepow i licznych muzeow.

 Polubiłam tę dzielnicę od pierwszego wejrzenia. Zaglądałam do galerii, antykwariatow i eleganckich butikow, w ktorych najniższa cena sięgała kilku setek dolarow. Maleńkie kawiarenki, z uroczym wystrojem i wystawionymi na ulicę stolikami kusiły tak samo, jak sklepy ze starą biżuterią. Więc piłam kawę siedząc na zewnątrz kafejek, oglądałam ludzi i syciłam oczy pięknymi drobiazgami. Ciekawe jest to, iż każda kawiarnia ma swojego bezdomnego, ktory zagląda tutaj po coś do zjedzenia i nikt go nie przepędza. Dostaje on pakunek i odchodzi. Z rowną ciekawością podziwiałam żeliwne fasady budynkow. Aby upodobnić je do kamienia, większość pomalowano farbą. Nieraz trudno było stwierdzić, z ktorego materiału je zbudowano. Dopiero pukając w filary przekonywałam się, że żeliwne są puste w środku.

 Na Dolnym Manhattanie odwiedziłam rownież South Street Seaport Historic District,  najważniejszy w XVIII i XIX wieku port Stanow Zjednoczonych. Znajduje się tutaj m.in. latarniowiec Ambrose z 1908 roku, ktory pilotował jednostki wchodzące do New Jork Harbor. Kiedy przychodzi się do starego portu nocą, można podziwiać pięknie oświetlony Most Brooklyński, ktory w 1883 roku połączył Manhattan z Brooklynem, wowczas jeszcze oddzielnym miastem. Przez 20 lat był to największy na świecie most wiszący, w ktorego konstrukcji zastosowano stalowe liny, z ktorych każda składa się z 19 wiązek po 278 stalowych drutow. Kiedy wybrałam się na spacer po moście i z bliska mogłam przyjrzeć się osiemdziesięciotrzymetrowym gotyckim wieżom mostu, zdumiona byłam wyczynem dziewiętnastowiecznej inżynierii. Nic dziwnego, że konstruktor mostu, John Augustus Roebling, poświęcił mu swoje życie i w przenośni i dosłownie, gdyż podczas pomiarow przygniotł stopę i w kilka tygodni poźniej zmarł na gangrenę. Spokojny spacer po promenadzie zajmuje około poł godziny i jest, według mnie, jedną z ciekawszych atrakcji Nowego Jorku.

 Pozostając dalej na Dolnym Manhattanie (Lower Manhattan) zajrzałam do kolebki amerykańskiego biznesu - na Wall Street. Nazwa tej ulicy pochodzi od muru (ang. wall - mur) wzniesionego w 1653 roku przez Holendrow przed atakami Indian i Brytyjczykow. Na niewiele on się zdał, bo 11 lat poźniej ci ostatni zajęli miasto bez większego wysiłku.  Największą atrakcją dzielnicy finansowej jest New Jork Stock Exchange (Nowojorska Giełda Papierow Wartościowych). Do niedawna pracę giełdy można było oglądać ze specjalnej galerii dla widzow, na co bardzo liczyłam.  Niestety po ataku terrorystycznym na World Trade Center w 2001 roku, ze względu na bezpieczeństwo, nie jest to możliwe.

 O bezpieczeństwo dbają Amerykanie na każdym kroku. Kiedy zajrzałam do pobliskiego Federal Hall National, aby obejrzeć wystawę sięgającą czasow, gdy Jerzy Waszyngton na balkonie tego budynku został zaprzysiężony na prezydenta, poddana byłam szczegołowej kontroli. Musiałam też na czas zwiedzania pozostawić swoj aparat fotograficzny pod opieką ochrony. Dotarłam rownież do Ground Zero (World Trade Center). Wcześniej najbardziej charakterystyczny punkt krajobrazu dzielnicy, dziś wyrwa w ziemi i sercach nie tylko nowojorczykow, budzi, lęk, obawę i pytanie o przyszłość tej ogromnej aglomeracji.

Na rejs statkiem na Liberty Island do pomnika amerykańskiej wolności wybrałam się po kilku dniach rozglądania się po Nowym Jorku. Choć symbol Wolności rozświetlającej świat (Statua Wolności) jest niezwykle głęboko zakorzeniony w powszechnej świadomości Amerykanow i od pierwszego dnia mojego pobytu tutaj stał się rownież przedmiotem mojego pożądania, postanowiłam z premedytacją najpierw przyjrzeć się kontekstom, czyli miejscom w pobliżu.

Wędrując z Wall Street na połnoc, dotarłam do Chase Manhattan Plaza z dużą czarno-białą rzeźbą Jeana Dubuffelta Group of Teres (Grupa drzew). Kiedy chciałam je sfotografować, czarna strażniczka strzegąca obiektu poinformowała mnie, że nie mogę tego zrobić. Jednak z drugiej strony placu nie było strażniczki i zdjęcie wykonałam. Obejrzałam też podziemny park rzeźby autorstwa Isamu Noguchiego, potem dostojną budowlę z 1846 roku, ktora przez poł wieku była najważniejszym kościołem w mieście, czyli Kościoł Świętej Trojcy (Trinity Church). Odkrycie takiej perełki, wciśniętej pomiędzy nowoczesne budowle, zrobiło na mnie duże wrażenie. Świątynia usytuowana naprzeciw Wall Street jest niewątpliwie niemym świadkiem nie zawsze uczciwych operacji finansowych. Nieoficjalną maskotką nowojorskich maklerow jest ustawiona naprzeciw 25 Brodway, odlana z brązu przez Arturo DiModica i ustawiona tutaj bez zezwolenia, wielka figura Szarżującego Byka (Charging Bull). Tak jak inni turyści nie omieszkałam pogłaskać byczka po ryju, aby i na mnie spłynęła fortuna.

 W tej okolicy znajduje się rownież Museum of the American Indian, placowka dokumentująca życie, kulturę i historię rdzennych mieszkańcow Ameryki. Z braku czasu musiałam zadowolić się namiastką zbiorow w American Museum of Natural History.

 Idąc przez Battery Park, nieposłuszna sugestiom autorow przewodnika, ktorzy doradzają omijanie szerokim łukiem ławek i sprzedawcow tanich zegarkow, przyglądałam się kolorowym tubylcom parku z przenośnymi „sklepami" czy „domami" mieszczącymi się w dużych kartonach, ktorzy widząc obiektyw aparatu, chowali twarze, osłaniając je kurtkami. Wyglądało na to, że przedmiotem ich handlu z pewnością nie były zegarki. Warto było jednak ponieść ryzyko i przyjrzeć się tej grupie nowojorczykow, aby obraz miasta był pełniejszy i bardziej wyrazisty.

 Zbliżając się do celu mojej wędrowki, czyli portu, z ktorego wypływają statki do Statuy Wolności, obejrzałam jeszcze w Battery Park pozostałości kuli „The Sphere" Fritza Koenig'sa, rozdartej tragedią z 11 września, pod ktorym palą się znicze i leżą kwiaty. Wcześniej stał ona pod wieżowcami WTC. Pomnik z brązu waży 5000 funtow i ma 15 stop średnicy. Na pobliskim miejscu tragedii nie widać już żadnych pamiątek po zaginionych. Za pomarańczowym ogrodzeniem z siatki prowadzone są prace budowlane. Najpierw pod powierzchnią, bo zniszczone przez terrorystow wieżowce sięgały głęboko w ziemię. Przygnębiający widok dopełniają pobliskie budowle, z pustymi oczodołami okien, powleczone czarną siatką.

 Z nabrzeża widać już Statuę Wolności, ale zanim udałam się po bilet na statek, oglądałam jeszcze pomnik ku czci ofiar drugiej wojny światowej, z rzeźbą przedstawiającą wielkiego orła trzymającego w pazurach żałobny wieniec, i delektowałam się widokiem oceanu. Zawsze intrygowało mnie opowiadanie innych o wycieczkach do symbolu amerykańskiej wolności, a teraz sama miałam okazję sprawdzić, na ile miedziany posąg kobiety wykonany przez Augusta'e Bartholdiego swoim wdziękiem i wielkością oddziałuje na zmysły.

  Bilet na wycieczkę na Liberty Island i Ellis Island kupuje się w Castel Clinton, ktory pełnił kolejno rolę fortu, centrum rozrywki, placowki urzędu emigracyjnego i akwarium. Przekonać się można o tym odwiedzając salkę przy wschodnim wejściu. W kolejce czas urozmaicało mi oglądanie szarej wiewiorki zgryzającej orzech. Było ich wszędzie dużo. Na ulicach, w parkach, na placach wielokrotnie przebiegały mi drogę lub pozowały do zdjęcia.

 W oczekiwaniu po bilet dowiedziałam się, że nie warto przepłacać i kupować wstęp na wyższe niż podest piętra monumentu, bo przecież to samo widać z każdego jej poziomu. Co innego wcześniej, przed zamachem. Wowczas można było wejść na koronę i na przepiękną panoramę nabrzeża spojrzeć z satysfakcją pokonania własnej słabości fizycznej. W końcu 354 stopnie schodow i 93 m wysokości to nie są żarty. Pełna oczekiwania i ciekawości rozpoczęłam podroż do miejsca hołdu oddanego przez Amerykanow demokratycznym ideałom.

Przed wejściem na statek udający się do Statuy Wolności, uosabiającej sny i nadzieje emigrantow, i do Ellis Island, ktora w latach 1892-1954 sprowadzała ich na ziemię, zostałam poddana szczegołowej kontroli. W długiej kolejce turystow, kierowanych do specjalnego pomieszczenia, przesuwałam się wolno w kierunku stanowisk wyposażonych w urządzenia sprawdzające podręczne torby i wierzchnie ubrania. Tutaj każdy podrożujący poddawany jest też kontroli osobistej, po przejściu ktorej dopiero może wejść na statek.

 Widok Manhattanu z oddalającego się od brzegu statku jest imponujący i pewnie dlatego każdy chce mieć na jego tle fotografię. Wtedy topnieją pomiędzy ludźmi granice, wzrasta zaufanie na tyle, że bez wahania oddałam swoj aparat fotograficzny w obce ręce, aby na podobieństwo innych podrożujących, na tle pozostających za plecami wieżowcow, utrwalić swoje zadziwienie. Teraz w swoich zbiorach przechowuję to sympatyczne zdjęcie, na ktorym stoję w towarzystwie nieznanych mi, rozbawionych turystek.

 Jeśli ktoś przed taką wyprawą był sceptykiem, to może się przekonać, że wyłaniający się w dali posąg seledynowej kobiety robi ogromne wrażenie. Jest on urzeczywistnieniem idei francuskiego polityka i historyka, ktory w 1865 roku wystąpił z pomysłem stworzenia statuy i aż do śmierci w roku 1884 działał na rzecz jej realizacji. Jak każde wielkie przedsięwzięcie, to rownież ma swoje blaski i cienie. Choć symbol wolności jest płci żeńskiej, okazuje się, że na jego odsłonięcie 28 października 1886 roku podczas odbywających się obchodow setnej rocznicy niepodległości Stanow Zjednoczonych nie zaproszono ani jednej kobiety. Pomimo to znalazły się w pobliżu pomnika sufrażystki, ktore pod przywodztwem Lilie Devereux Blake podpłynęły statkiem i skandowały, że wolność powinna oznaczać też rowne prawa dla kobiet, a zwłaszcza prawo wyborcze. To jeden ze skandali towarzyszących odsłonięciu pomnika.

 Rzeźbę obiecali sfinansować obywatele francuscy, ale kiedy okazało się, że podstawę dla niej muszą zbudować Amerykanie, wowczas zawrzało na łamach  „New York Times'a". Zbeształ on Francuzow za oszczędność, pisząc że obdarowany musi dokładać się do prezentu. Budowę cokołu wielokrotnie zatrzymywano z przyczyn finansowych. Fundusze na ten cel blokował rownież, o zgrozo, honorowy mowca podczas odsłonięcia pomnika, prezydent Grover Cleveland, będący wowczas gubernatorem Nowego Jorku. Statua, zanim przypłynęła w 350 częściach na statku francuskiej fregaty ISERE jako dar narodu francuskiego dla narodu amerykańskiego, była wystawiana we fragmentach w Filadelfii i Paryżu. Rozmiary posągu są imponujące, np. talia - 10,67 m, usta - 0,91 m, palec wskazujący - 2,44 m, ręka trzymająca pochodnię - 13 m, nos - 1,48 m, wysokość głowy - 5,26 m. Tablica wyobrażająca Deklarację Niepodległości z 4 lipca 1776 roku ma 7, 19 m wysokości i waży 31 ton. Cały zaś posąg - aż 229 ton. Twarzy kobiety rzeźbiarz nadał rysy swojej matki. Zdobiąca głowę korona z siedmioma promieni oznacza wolność rozprzestrzeniającą się przez siedem morz na siedem kontynentow. Postać ma u swoich stop pęknięte kajdany tyranii.

 Proces powstawania budowli oglądam w muzeum znajdującym się w cokole. Aby tam wejść, ponownie zajęłam miejsce w długiej w kolejce, by z własnej nieprzymuszonej woli, po trosze z ciekawości, poddać się jeszcze bardziej szczegołowej kontroli. Musiałam zdjąć buty, wierzchni ubior i słuchając instruktażu czarnych pracownikow ochrony, przejść przez najnowocześniejszą bramkę Entryscan3, ktora wskazuje nie tylko osoby mające na swoim ciele materiały wybuchowe, ale także te, ktore miały jakikolwiek kontakt z takimi substancjami. Do pobrania probki urządzenie wykorzystuje strumień ciepłego powietrza wytwarzany przez ludzkie ciało oraz powietrze wydmuchiwane w kierunku badanej osoby. Od wejścia do bramki do zakończenia analizy upływa nie więcej niż 15 sekund. Zastanawiałam się nad sensownością tych działań, kiedy w tym samym czasie w tutejszym metrze tysiące ludzi, poza jakąkolwiek kontrolą, można uznać za potencjalne ofiary lub sprawcow zamachu terrorystycznego. Wydaje się, że uzasadniony jest wniosek, że kiedy padają symbole, kraj staje się bezradny. Dlatego, jak sądzę, z taką dbałością zabiega się o bezpieczeństwo pomnika amerykańskiej niepodległości i historii, zwanego wcześniej Wolnością Oświecającą Świat.

 Celowo zwrocona w stronę Europy statua, poza uhonorowaniem amerykańskich osiągnięć, miała wzmacniać dążenia demokratyczne we Francji i innych krajach Starego Kontynentu. Jej wykonawca Frederic Auguste Bartholdi, rzeźbiarz, poświęcił dwadzieścia lat swojego życia na zbiorkę funduszy i pracę nad dziełem. Gustave Eiffel, budowniczy paryskiej wieży, zaprojektował dla budowli nowatorski system podporowy, a Morris Hunt, nowojorski architekt, tworca dwudziestosiedmiometrowego cokołu, wzniosł podstawę posągu na 47 metrow. Dużą rolę w zdobywaniu pieniędzy na budowę cokołu pomnika odegrał Joseph Pulitzer. To on drukował nazwiska darczyńcow w „_The World",_ dzięki czemu pieniądze zaczęły masowo napływać. Poetka Emma Lazarus nie potrafiąca, jak twierdziła, pisać na zamowienie, poproszona o ułożenie wiersza wspierającego zbiorkę pieniędzy napisała sonet dopiero wtedy, kiedy odwiedziła emigrantow przechodzących kwarantannę w Ellis Island, poznała warunki, w jakich żyją, i uświadomiła sobie, jak wielki stanowią potencjał dla rozwoju Ameryki. W sonecie tym wołała**: **„Dajcież mi waszych zmęczonych, waszych biedakow, wasze skłębione tłumy tęskniące, aby odetchnąć wolnością_ (Give me your tired, your poor, your huddled masses yearning to breathe free,..)"_ W roku 1903 fragment ten został wyryty na cokole monumentu i przywitał około 12 milionow przybyłych do portu imigrantow.

 Śladami poetki wysiadłam na drugim przystanku trasy statku płynącego do Liberty Island; na Ellis Island, gdzie opłaciwszy bilet na rejs trzecią lub czwartą klasą statku, więc bez grosza przy duszy, przypływali imigranci.

Przez Ellis Island przewinęły się miliony emigrantow. W latach 1892-1954 napłynęło do Stanow Zjednoczonych 12 milionow ludzi przepełnionych nadzieją na lepsze jutro i ze świadomością wyzwolenia z ucisku „starego świata". Tutaj, na wyspie, w większości należącej do New Jersey, znajduje się Muzeum Emigracji, w ktorego skomputeryzowanej bibliotece można poszukać swoich korzeni. Gdybym miała więcej czasu, przewertowałabym tutejsze archiwum i odszukała historię swojego dziadka, ktory po odbyciu trzyletniej służby w wojsku carskim na Syberii, wyemigrował przez Niemcy do Ameryki. Do Polski wrocił po pierwszej wojnie światowej w czasie największej reemigracji z krajow zamorskich (1919-1921), a trzech jego braci pozostało tam na zawsze.

 Emigranci, ktorzy przypływali statkiem pierwszej i drugiej klasy mieli szczęście, bo urzędnicy emigracyjni odprawiali ich na pokładzie i wysyłali bezpośrednio na Manhattan. Biedniejsi, ktorzy po wykupieniu biletu trzeciej lub czwartej klasy zostawali bez grosza, musieli udać się najpierw do specjalnych budynkow, gdzie przechodzili badania lekarskie, w tym psychiatryczne, i kontrolę statusu prawnego, regulującego możliwość wjazdu do USA. Te męczące i upokarzające godziny dla jednych kończyły się wyjazdem na Manhattan, a dla innych - pozostaniem na kilka dni a nawet tygodni na Ellis Island. Najczęściej zatrzymywano podrożujące samotnie niezamężne kobiety, obawiając się o konieczność udzielenia im natychmiastowej pomocy charytatywnej albo z obawy, że oddadzą się prostytucji. Około 2 proc. przybyłych deportowano. Z emigrantami, ktorzy wysiadali na Ellis Island, jest spokrewnionych około 40 proc. Amerykanow, tj. około 100 milionow osob.

Kiedy chodziłam po ogromnym Great Hall, gdzie w długich kolejkach do celnikow ustawiali się emigranci, myślałam o ich zdesperowaniu, trudnych decyzjach opuszczania własnych ojczyzn, niepewności jutra i wszechobecnej nadziei. Nadziei na czas formalności, patrolowanej przez umundurowaną straż. Ich historię zgromadzono w trzydziestu kilku galeriach muzeum w postaci fotografii, ubrań, bagaży, nagrań ze wspomnieniami oraz muzyką wykonywaną przez samych emigrantow. Na wspierających budynek słupach odnalazłam zapiski, imiona i bliżej nieokreślone znaki z tamtych czasow. I wciąż chodziło za mną jak cień pytanie, czy moj dziadek też tutaj trafił, czy dostał się bezpośrednio na Manhattan? Na znajdującej się na tyłach głownego budynku muzeum American Immigrant Wall of Honor (Ściana Honoru Amerykańskich Emigrantow), pośrod poł miliona imion sławnych i nieznanych przybyszow, szukałam imienia Jan, John. Było. Może to właśnie imię mojego dziadka?

 Podczas mojego pobytu w USA miałam rownież okazję przyjrzeć się środowisku polonijnemu. Jednym z większych ośrodkow polonijnych w pobliżu Nowego Jorku jest Wallington w New Jersey, gdzie 60 proc. mieszkańcow to Polacy. Tam właśnie odbywał się I Zlot Poetow Polish American Poets Academy, ktorego byłam uczestnikiem. Nowy Jork i New Jersey od 1931 roku łączy nowoczesny, wiszący most George Washington Bridge (most im. Jerzego Waszyngtona), przez ktory musiałam przejechać, aby dostać się z manhattańskiego tygla do maleńkiego, spokojnego Wallington.

  Oficjalny projekt mostu powstał na desce kreślarskiej szwajcarskiego inżyniera Othmara H. Ammana, jednak architektem obwołano Cassa Gilberta, a Szwajcar został głownym inżynierem. Po otwarciu 25 października 1931 roku budowla stała się najdłuższym wiszącym mostem na świecie i pierwszym w historii posiadającym przęsło dłuższe niż jeden kilometr. Pod koniec lat pięćdziesiątych jego przepustowość okazała się niewystarczająca. Amerykańscy inżynierowie wybrnęli z problemu w iście mistrzowski sposob. Zamiast budować drugi most, skonstruowali pod istniejącym jeszcze jeden poziom, ktory oddano do użytku 29 sierpnia 1962 roku. Od tego czasu nie tworzą się kilometrowe korki, mimo że dziennie przejeżdża tędy blisko 300 tysięcy samochodow. Przejazdy są oczywiście płatne, ale nie stanowi to problemow organizacyjnych, bowiem każdy kierowca posiada na przedniej szybie auta czytnik, za pośrednictwem ktorego naliczana jest kwota do pobrania z jego konta, bez konieczności zatrzymywania się w bramkach, jak to odbywa się jeszcze w niektorych krajach Europy Zachodniej. Fantastyczne i godne polecenia rozwiązanie. Sprawdziłam to wszystko osobiście, czterokrotnie przemierzając trasę z Manhattanu do Wallington, gdzie odbywały się uroczystości poetyckie, na ktore poleciałam za ocean.

Z uroczystości poetyckich w Wallington w New Jersey wracałam na Manhattan zwykle dzięki uprzejmości poznanych tam poetow i poetek, ktorzy własnymi autami jechali do swoich domow w Nowym Jorku. Wysiadałam wowczas na Times Square, aby podziemnym przejściem z Grand Central Terminal dostać się do stacji metra, z ktorej odjeżdżał pociąg pośpieszny linii A w kierunku Gornego Manhattanu, gdzie mieszkałam.

Na Times Square, czyli trojkąt między Brodwayem, 42-th street i 7-th Avenue, trafiłam po raz pierwszy już następnego dnia po przyjeździe do Nowego Jorku. Za dnia „mleczna droga Brodwayu", jak pisał jeden z brodwayowskich krytykow lat trzydziestych, nie robi takiego wrażenia jak nocą. Neony na Times Sqaure, od stu lat projektowane w większości przez tę samą firmę Artkraft Strauss, rozświetlają ten nowojorski plac zabaw feerią barw, dynamizują nieustannymi zmianami obrazow i dźwiękow. Pośrod tego hałasu trudno mi było się odnaleźć. Dziękowałam wowczas mojemu rodzinnemu miasteczku położonemu w Puszczy Augustowskiej za to, że po prostu istnieje.

Plac, wcześniej nazywany Longacr Square, swoją obecną nazwę otrzymał w 1904 roku, kiedy wydawcy „New York Timesa" na znacznej części trojkąta wybudowali wieżowiec Time Tower. Wowczas zażądali, aby zmieniono nazwę placu, a stację metra ochrzczono na cześć gazety. U progu 1905 roku uczcili oni powstanie budowli pokazem sztucznych ogni. Były to narodziny tradycji wspolnego witania Nowego Roku, ktora przetrwała. Dużo wcześniej zadomowiły się tutaj teatry, m.in. New Amsterdam Theatre. Ciekawe, że w nowojorskich teatrach nie ma szatni, więc wybierające się tam damy muszą liczyć się z tym, że futra zrzucą na podłogę. Zresztą panuje tutaj taki luz, że właściwe odświętnie do teatru ubiera się tylko prowincja. Sprawdził to dokładnie Janusz Głowacki, ktorego sztuki Polowanie na karaluchyAntygona w Nowym Jorku odniosły sukces na Brodwayu. Tutaj nie ma sztuk czy show idących dobrze albo średnio, jak opowiada Głowacki. Jest tylko sukces albo katastrofa, czyli flop. Pamiętam, że kilka lat temu musical Metro _Janusza Jozefowicza był przykładem klasycznego flopa, o czym donosiła prasa. Mnie nie udało się obejrzeć żadnego musicalu, bo cały swoj czas przeznaczyłam na zwiedzanie i podglądanie nowojorskiego życia. I ten spektakl okazał się bardzo ciekawy. Może nawet ciekawszy niż musicalowy kicz. Moje wyobrażenie Brodwayu i jego konfrontacja z rzeczywistością okazały się być bardzo rożne. Zanim zetknęłam się z najdłuższą ulicą świata, w dosłownym tłumaczeniu _Szeroką Drogą, nie myślałam, że będę z nią spotykać się podczas dwutygodniowego pobytu bardzo często i nieoczekiwanie. W mojej wyobraźni było to ściśle określone miejsce, konkretne, stanowiące centrum teatru i rozrywki. W rzeczywistości wędrując po dzielnicach Manhattanu, zawsze w ktorymś momencie znalazłam się na Brodwayu, bo biegnie ona przez świat bogaczy i nędzarzy - przez centrum przyodziane w tandetną, błyszczącą szatę neonow i reklam po ponury murzyński i portorykański Harlem. Wyrożnia się nawet na mapie, łamiąc kanon prostopadłych ulic i rownoległych alei. Jeśli ktoś mowi, że mieszka na Brodwayu, to w ogole nie oznacza, że w sąsiedztwie ma teatry. Może być jedynym białym mieszkającym w taniej klitce murzyńskiej dzielnicy.

Na Brodwayu, niedaleko Times Square, poznałam też atmosferę typowej amerykańskiej restauracji oraz smak serwowanych tam dań. Zanim zamowiłam jedzenie, młoda kelnerka przysiadła się do stolika, przedstawiła się, wypytała mnie o to, jak się nazywam, skąd jestem, co mnie tutaj sprowadza, jak podoba mi się miasto, co obejrzałam i co chciałabym zjeść. Zamowiona porcja frytek i opiekanych krewetek miała kosmiczne rozmiary. Tutaj wszystko jest duże, więc moje, rownie duże zdziwienie było uzasadnione.

Aby z Times Square dojechać do domu, musiałam dojść do Grand Central Terminal, ktorego najstarsza część powstała w 1871 roku. Stalowa konstrukcja budowli, utrzymana w neoklasycznej konwencji, przez zwieńczone łukami okna wpuszcza snopy światła na halę głowną o długości 154 m i wysokości 50 m. Pierwsza rozbudowa dworca miała miejsce w 1898 roku dzięki zapobiegliwości barona Corneliusa Vanderbilda, ktorego życiowe credo „_Potężne dęby wyrastają z małych żołędzi" _przejawia się w licznych motywach zdobniczych. Liść dębu i żołędzie znaleźć można na framugach drzwi i żyrandolach w Vanderbild Hall, byłej poczekalni. Ponieważ na Grand Central nie przyjeżdżają już pociągi dalekobieżne, w pomieszczeniu _ _tym urządza się czasowe wystawy. To, że ten piękny obiekt istnieje, Nowy Jork zawdzięcza Jacqueline Kennedy Onassis, ktora przez lata walczyła o to, aby nie wyburzono budynku i nie postawiono w tym miejscu wieżowca ze szkła i stali. Jeszcze tylko rzut oka na zwieńczenie gmachu, gdzie bog handlu Merkury w otoczeniu bogini mądrości Minerwy i boga siły Herkulesa spogląda na codzienną bieganinę Nowojorczykow, i w drogę. Następnego dnia czeka na mnie słynna Piąta Aleja, muzea i Central Park.


Wraz z wiosną nowojorski Central Park, zielone płuca miasta i w tym czasie jedno z najbardziej bajkowych miejsc, ściąga na spacery spragnionych „oddechu" mieszkańcow metropolii. Na obszarze 3, 5 tys. m² znajdują się liczne atrakcje i około poł miliona drzew, krzewow i roślin pnących zasadzonych w latach 1858-1873. Znajdujące się w pobliżu parku Metropolitan Museum of Art ( w skrocie Met), Guggenheim Museum i American Museum of Natural History to dla zwiedzających kilka dni wspaniałych wrażeń.

Moj pobyt w Central Parku przypadł na czas złotej jesieni i w dni powszednie, kiedy nowojorczycy jeszcze nie myślą o odpoczynku. Na Shleep Meadow, do 1934 roku wykorzystywanej jako pastwisko, słynnej enklawie spokoju, gdzie najprzyjemniej odpoczywa się na trawie, było pusto. Podobnie jak przy niedalekim Belweder Castle, w ktorym znajduje się obserwatorium przyrodnicze. Cieszyłam się z tego, gdyż obserwowałam liczne o tej porze roku ptaki, dla ktorych Ramble jest odpoczynkiem na trasie przelotu między Arktyką, a strefą rownikową, syciłam oczy feerią barw, karmiłam wiewiorki i słuchałam ciszy. W utartym myśleniu o Nowym Jorku, mowienie o ciszy może wydać się absurdem, zapewniam jednak, że nim nie jest. Architekci krajobrazu, Frederick Law Olmsted i Calvert Vaux, ktorzy mieli na celu nie tyle ujarzmienie przyrody na obszarze pomiędzy ulicami 59 th i 110 th, ile stworzenie w pełni naturalnej przestrzeni, tak aby nowojorczycy mogli odpocząć od zgiełku metropolii, z jednym i drugim poradzili sobie świetnie. Stworzyli Greensward Plan, ktorego rewolucyjna pod względem socjologicznym i artystycznym idea zrodziła się pod wpływem londyńskich parkow publicznych i prywatnych ogrodow. Kształtowany przez 15 lat przez 20 tys. zatrudnionych tu ludzi krajobraz zdobi piękny Shakespeare Garden (Ogrod Szekspira),_ Boathhouse_ (Dom Łodek), pomnik Władysława Jagiełły z 1939 roku dłuta S. Ostrowskiego, Strawberry Fields (Pola Truskawkowe) powstałe z inicjatywy Yoko Ono, wdowy po Johnie Lennonie, z napisem Imagine (tytuł sztandarowego utworu z okresu pobitelsowskiego), rzeźba _Alicji w krainie czarow, _fontanna, wysadzana wiązami alejka, Jacqueline Kennedy Onassis Reservoir, Wollman Rink (zimą lodowisko, a latem sztuczna ślizgawka) i wiele innych obiektow i miejsc. Na park można spojrzeć rownież z gory, z ogrodu na dachu Metropolitan Museum of Art. Muzeum podobnie jak park jest niewyobrażalnie duże i jeśli ktoś w nim nie zbłądzi, to zasłuży na miano geniusza. Założone w 1870 roku zajmuje powierzchnię 185 800 m² i zatrudnia 1,8 tys. pracownikow etatowych i ok. 900 wolontariuszy. Nie sposob obejrzeć 3, 5 miliona dzieł pochodzących z Ameryki, Europy, Chin, Afryki, Dalekiego Wschodu, a także związanych z kulturą islamu i świata starożytnego. Moj wybor obejmował sztukę średniowieczną, malarstwo europejskie od XVII do XIX wieku, kolekcję malarstwa XX wieku i rzeźbę. Zachwyciłam się jedną z najpiękniejszych w całym muzeum - Kuros (Młodość). Muzeum można zwiedzić za jednego dolara, pod warunkiem, że na planszy z cenami biletow zauważymy maczkiem napisany tekst, iż opłata jest dowolna. W przeciwnym razie będziemy płacić „z cennika".

W bliskim sąsiedztwie Met znajduje się gmach Muzeum Guggenheima. Budowla, ktora sam już jest dziełem sztuki, pochodzi z 1959 roku i jest zwieńczeniem kariery projektanta Franka Lloyda Wrighta. Przestrzeń w muzeum jest ciągła, tzn. zwiedzający poruszają się po spirali z siodmego piętra na parter. Obiekt zbudowano dla kolekcji Salomona Guggenheima, magnata przemysłu miedziowego a zarazem mecenasa sztuki i właściciela zbiorow dawnych mistrzow. Jeśli trafi się tutaj między godz. 14 a 16, to zwiedzać możemy za darmo. Miałam to szczęście.

Następnego muzeum zazdrościłam amerykańskim uczniom. Wizyta w American Museum of Natural History, największym na świecie muzeum przyrodniczym, to najlepsza lekcja historii ziemi. Najciekawsze wystawy przybliżają życie i historię dinozaurow. Można nawet przez szkło powiększające obejrzeć skamieniały zarodek, ktory nie opuścił jeszcze jaja. W Centrum Ziemi i Przestrzeni Kosmicznej kolejna uczta, a konstrukcja Rose Center's Haydn Planetarium, jako kuli wewnątrz przeźroczystego sześcianu, robi niezwykłe wrażenie. Gdybym mogła tam zaprowadzić swoich uczniow...

        Stało się jednak inaczej. To „Dzieci" wyprawiły mnie do Nowego Jorku.

Janina Osewska

*Galeria Schody *

*ul. Nowy Świat 39 *

*00-029 Warszawa *

*tel./faks 22/ 828-89-43 *

*facebook.com/galeria.schody *

*www.galeriaschody.pl *

bilety:

Wstęp bezpłatny

zmodyfikowano  11 lat temu  »  
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ