koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

INFORMACJA:

dla zakresu jest nie ma danych
dlatego przekierowano do zakresu BYŁO
OK

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
KLIMT Wrocław
zmodyfikowano  12 lat temu  »  

Zapis automatyczny

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 15 850 wyświetleń od 18 listopada 2012
  • 6 grudnia 2012, czwartek
    » 19:00

Maciej Adamczyk Teatr Porywacze Ciał "Zapis automatyczny"

„Zapis automatyczny" *to autorski monodram *Maciej AdamczykaTeatru Porywacze Ciał w reżyserii Katarzyny Pawłowskiej i Macieja Adamczyka. Spektakl zdobył Grand Prix 10 Ogolnopolskiego Przeglądu Monodramu Wspołczesnego w Warszawie w maju 2012 roku i został wymieniony w rankingu* „najlepszy, najlepsza, najlepsi w sezonie 2011-2012"* *miesięcznika „Teatr" jako jedno z najlepszych przedstawień sezonu.*

"Zapis automatyczny" to teatr mistrzowski* pod każdym względem - na wskroś zanurzony we wspołczesności, zabawny do rozpuku i obrazoburczy zarazem, z banału tworzący filozofię najwyższej proby, ironiczny i autorefleksyjny. Akcja spektaklu rozgrywa się na prywatnej wyspie nad jeziorem, gdzie głowny bohater udziela wywiadu-rzeki nieobecnemu na scenie dziennikarzowi. Adamczyk nie przedstawia nam żadnych objawionych prawd, jak sam mowi: zabiera nas na przygodę - bo w życiu o przygodę, a nie o prawdę chodzi. Każe nam odciąć się od przeszłości, ograniczyć zaufanie do świata, a przede wszystkim do samego siebie i wyruszyć w świat, zrobić coś, co ustanowi naszą całkowitą wolność. Jednak w tym spływie strumieniem świadomości raz za razem napotykamy na duchy przeszłości, niczym konary utrudniające beztroską podroż. A to pierwsza miłość wyłania się zza zakrętu, a to zaklęty krąg voodoo odprawia swoje czary, a to policjanci przeszkadzają w akcji artystycznej (spalenie dokumentow na ulicy Paryża jako akt pozbawienia się tożsamości). Jednak te niechciane prądy znoszą bohatera spektaklu w niespodziewane rejony - a zgodnie z jego tezą nie należy odcinać się od niczego. W więzieniu spotyka bohaterow "Nienawiści" Mathieu Kassovitza, stamtąd trafia do studia tatuażu, gdzie apogeum osiąga piekło ciągłego wyboru (czacha na ramieniu czy delfinek na klacie?) Popkulturowy kolaż; chaos, ale kontrolowany. Fascynująco plastyczna twarz Macieja Adamczyka hipnotyzuje od pierwszych minut trwania spektaklu. Aktor skupia na sobie całą uwagę, płynnie przechodząc pomiędzy skrajnymi stanami emocjonalnymi: od luzactwa do wściekłości, od wyzwalającej radochy po przenikliwy smutek. Stojąc na scenie, w otoczeniu przedmiotow, bawi się swoją rolą nawet na chwilę nie tracąc lekkości. Pomimo dwoch godzin intensywnej gry nie widać po nim zmęczenia. *"Zapis automatyczny"* niespodziewanie okazał się dla mnie jednym z najjaśniejszych punktow tegorocznego Festiwalu A PART w Katowicach, Porywacze Ciał to teatr, ktory nie wstydzi się inspiracji popkulturą, nie wstydzi się być przystępny, być "dla ludzi", a jednocześnie nie umniejsza inteligencji widzow, stawiając przed nimi niełatwe wyzwania. *Paweł Świerczek - Portal Katowicki 25.06.2012_ _

„Zapis automatyczny" to zaskakujące niespodziewanymi zwrotami akcji solowe show Macieja Adamczyka, podczas ktorego publiczność bawi się świetnie. Niemal nigdy nie porzucając lekkiej formy prezentacji, wykonawca zdaje się mowić do widzow we własnym imieniu. Wśrod rekwizytow znaczącą rolę odgrywa czterokrotny portret w stylu reprintow Andy'ego Warhola, przedstawiający cztery wersje graficznie przetworzonego zdjęcia siedmioletniego chłopca. Łatwo na nim rozpoznać małego Maćka. Ten sam, o 33 lata starszy człowiek, wspomina siebie w młodości: „Opowiadasz niestworzone historie" - miała mowić mu matka. „Jak to niestworzone, przecież właśnie je stworzyłem". Wygląda na to, że nieokiełznana, chłopięca fantazja kształtuje bohatera spektaklu tak, jak on wpływa na swoje opowieści. Wątki osobiste i biograficzne mieszają się tu z fikcją. Na sylwetkę bohatera składa się zlepek rol, w ktore kiedykolwiek się wcielał - na scenie, w życiu i w marzeniach, rownież sennych. Między wierszami wyłania się pytanie o to, kim jesteśmy. Ulepieni z doświadczeń i fantazji, szukając odpowiedzi, musimy przyjrzeć się sobie. Zapis automatyczny to sposob na poszukiwanie tożsamości - artysty, ale także widzow, zmuszanych do refleksji nad sobą. Écriture automatique to sformułowana przez Andre Bretona w „Drugim manifeście surrealizmu" (1930) zasada tworzenia tekstu z pominięciem świadomości. Utrwalanie w ten sposob „rzeczywistego biegu myśli" stawało się sposobem na przekroczenie barier intelektu. Nieskrępowana narracja, pozbawiona kagańca kultury i schematow kodow komunikacyjnych, miała pozwolić na ujawnienie tego, co nieuświadamiane. Czy taka rejestracja pozwala wyrażać więcej niż chaotyczną plątaninę obrazow, myśli, słow? Czy nie skończy się to urwanym biegiem lub zaklętym kręgiem powtorzeń? Adamczyk marzy o wynalazku, ktory nie wymagałby od tworcow rzemieślniczych umiejętności. Wystarczy pomysł: „Szkoda, że Steve Jobs nie żyje. Gdyby żył, na pewno stworzyłby takie urządzenie, ktore zapisywałoby wszystko, o czym się pomyśli. Pach! Godzina i powieść gotowa. Albo film. Jedna chwila, mam pomysł i już wszystko się wyświetla. Kiedyś na pewno ludzie wymyślą maszynkę, ktora z myśli spisywać będzie nasze książki, wyświetlać filmy, odtwarzać muzykę". Pomiędzy salwami śmiechu niektorzy widzowie - słysząc aktora mowiącego o rzeczach zwykle przemilczanych („chcę uprawiać seks z tak dużą liczbą dziewczyn i chłopcow, jak to tylko możliwe") - wydają się zaskoczeni jego bezpośredniością. Tutaj człowiek to nie tylko serce, umysł czy duch, to także ciało. Spektaklem rządzi poetyka snu, trudno więc rekonstruować motywację poszczegolnych działań czy składnię scen. Teatralna postać tłumaczy zasadę, ktorą rozpoznajemy jako credo tworcow, odtwarzających przypadkowy bieg myśli: „Ja jestem zafascynowany wszystkim, co jest związane z jakąkolwiek aktywnością ludzką - wiesz: obrazy, rozmowy, dźwięki - ja wszystko nagrywam, ja non stop mam przyklejoną kamerę do ręki; mam taką maszynkę do nagrywania głosu, ktora ma funkcję zapisu automatycznego. W świecie artystycznym, a szczegolnie w sztukach wizualnych, jest tak, że całość materiału, o ktorym mowisz, o ktorym myślisz, ktory zebrałeś, to jest SURÓWKA. My teraz zrobimy tak zwaną surowkę". „Zapis automatyczny" jest więc surowką. To zbior fantastycznych inspiracji, ale też zapożyczeń i motywow, ktore wychwytujemy ze świata i przechowujemy na rożnych poziomach pamięci. One kształtują naszą tożsamość. Można mowić tu o fabularnej ramie, rozpiętej między sceną tworzenia się postaci a metaforycznym zalaniem całego świata przedstawionego wodą jeziora ludzkiej obojętności. Wewnątrz tych granic rozluźniają się związki przyczynowo-skutkowe. Raz aktor tańczy, śpiewając, że jest bałwankiem, ktory chce, by ktoś zjadł jego marchewkę, a chwilę poźniej opowiada o mocy mudr. Przez termos, ktory funkcjonuje jak telefon, dyktuje jakiejś kobiecie zdanie o łożyskach, ktore wstawia się flamingom w stawy kolanowe, to znow staje się soplem lodu, wbijającym się w pociąg TGV do Paryża. Fragmentaryczne sceny tworzą zbior możliwości, nie składają się w całość. We śnie wszystko rządzi się innymi prawami. Nie musimy ich rozumieć. Oniryczną atmosferę wprowadza już snop bladego światła w scenie otwierającej spektakl. Niczym po ścieżce wyznaczonej przez księżycowy promień, połnagi mężczyzna zbliża się do pierwszych rzędow widowni. Jego oczy są zamknięte, ruchy miękkie, twarz nie wyraża emocji. Delikatnymi ruchami zdaje się łapać coś w powietrzu. Płynnie składa siebie z pochwyconych fragmentow: najpierw oczy, ktore otwiera i obojętnie przygląda się publiczności, potem uszy, brwi i rzęsy; fragmenty skory w rożnych częściach ciała, wreszcie penis i bijące serce. Składamy się z cząstek uzupełniających dany nam szkielet. Czy mamy szansę stworzenia jednorodnej całości? „Czuję się świetnie", mowi postać na scenie, twierdząc, że jej zdrowe ciało, sprawny umysł i wrażliwe serce spojnie wspołgrają. Zapewnienia te podszyte są nutką ironii. Przecież, złożeni z wielu przypadkowych elementow zszytych jedynie grubą fastrygą, jesteśmy wieloznaczni i wielorodni. Z każdej strony prezentujemy się inaczej, a w każdej chwili możemy się rozpaść na części składowe. Nie sposob algebraicznie dodać ich do siebie, uzyskując sumę. W niektorych momentach spektaklu kilka z tych części probuje rownocześnie przebić się na pierwszy plan. Aktor dwoi się i troi w szaleńczym rytmie zmian. Ukojenie znajdzie w kilku gestach, ktore sprowadzają go do punktu wyjścia: przygotowuje surowkę, opowiadając o technice dodawania kolejnych składnikow. W końcu jednak i te powroty nie dają szansy wyciszenia. Bieg gestow i słow, zmienność sytuacji i motywow, rytm działań - nabierają szaleńczego tempa. Kiedy całość zwalnia, spektakl staje się narracją artysty zza maski postaci. Adamczyk raz zdaje się odkrywać wszystkie karty, innym razem puszcza oczko do publiczności. Trudno zarzucić mu oszustwo. Udawanie jest elementem życia, a role, w ktore się wcielamy, zdarza się nam podtrzymywać i rozważać nawet podczas snu. Kim jesteśmy? Czy rejestracja wszystkich wpływow i inspiracji, ktorym podlegamy, bądź podlegaliśmy, prowadzić może do odkrycia i wyczerpującego opisania tożsamości jednostki? Zapis automatyczny przez niemal dwie godziny przyciąga uwagę, bawi i daje do myślenia, opowiadając o paradoksach wspołczesnego świata. Zaskakująco długie (jak na monodram) przedstawienie niesie ryzyko znużenia publiczności. Ona jednak nie traci czujności i z uwagą przyjmuje każde słowo aktora, ktory - mnożąc sceniczne atrakcje - ujawnia talent teatralnego kameleona. Jego atuty to autoironia i komizm, ujawniające się w mimice, słowach, gestach. W scenicznych wcieleniach Macieja Adamczyka pojawia się element ekshibicjonizmu, nie ma w nich jednak prożnej pychy. Artysta obnaża się, odkrywając, kim jest dzisiaj: wobec siedmioletniego chłopca, ktorym był niegdyś (kilkakrotnie przyklęka przed obrazem, jakby czcił pamięć dziecka w sobie), wobec jeziora ludzkiej obojętności, w ktorego zwierciadlanej tafli może się przeglądać, a także wobec świata, ktory wpływa na niego i ktory raz po raz kusi go tym i owym. Procz aktorstwa ważnym atutem przedstawienia jest tekst, pełen zabawnych historyjek. Tyleż w nim czystego nonsensu, co trafnych obserwacji na temat świata i ludzi. Ciekawie zorganizowane są przejścia pomiędzy poszczegolnymi scenami i wykorzystanie przestrzeni, rekwizytow, muzyki z offu i dźwiękow wykonywanych na żywo. Spod humoru, w ktory obfituje tekst, i ironii, z ktorą aktor i autor prezentuje nam siebie, wyłania się uniwersalna refleksja na temat tożsamości w czasach popkultury. Jeśli operuje schematami, to dlatego, że wszyscy im podlegamy. Jeśli pojawia się wrażenie tandety i banalności, to dlatego, że dominują one w znanym nam obrazie kultury - ulotnej, podlegającej szybkim zmianom. „In artists we trust" - mowi wyśmiany przez aktora napis na jego koszulce. Czy jest szansa na ocalenie przed chaosem? Czy widzowie zdołają się w nim zorientować? Z tym „nie powinno być problemu, przecież wszyscy doskonale znamy to z filmow" - jak w innym swoim spektaklu („Vol. 7" z roku 2000) stwierdzili Porywacze. Tu nie chodzi o to, by podążać za biegiem akcji, rekonstruując opowieść. Ważniejszym wydaje się, by ponad dosłownością narracji zyskać refleksję na temat niestabilnego i nie dającego oparcia miejsca, ktore we wspołczesnym świecie dane jest człowiekowi. A zwłaszcza artyście, ktory - podobnie jak Maciej Adamczyk - cokolwiek mowi czy robi, gra samego siebie, a cokolwiek odgrywa, dopełnia obrazu własnego ja. Automatycznie. Jestem bardzo ciekawy, gdzie dalej prowadzić go będzie ta droga."

e.CzasKultury.pl piotr dobrowolski 17 maja 2012

„…Nowy spektakl Porywaczy Ciał to pełen energii i poczucia humoru one man show, składający się z szeregu etiud, połączonych ze sobą na zasadzie swobodnych skojarzeń. Zapis automatyczny, o ktorym się tu wspomina, to surrealistyczna technika niekontrolowanego zapisu wolnych skojarzeń, ujawniająca podświadomość i grę wyobraźni. W sam raz dla artysty, jakim okazuje się głowny bohater. Maciej Adamczyk - autor scenariusza, wykonawca i wspolnie z Katarzyną Pawłowską reżyser spektaklu - tworzy na scenie postać performera, ktory usiłuje zaistnieć w pędzącym świecie. Dotrzymać kroku wspołczesności, a nawet narzucić jej swoją wizję. Walcząc o własną kreatywność pozostaje w stanie ciągłego napięcia, nieustannej burzy mozgu. Widzowie skonfrontowani zostają z potokiem słow i obrazow, tworzonych jakby na poczekaniu (wrażenie improwizacji jest bardzo silne), podczas ktorych aktor przebiera się, używa rozmaitych rekwizytow, pozostając w ciągłym ruchu. W marzeniach-rojeniach jego bohater odbywa dalekie podroże. Podczas jednej z nich katapultuje się z lotniczej katastrofy do pociągu TGV i w ten sposob dociera do Paryża, niczym w amerykańskim filmie akcji. Kiedy jednak konduktor chce sprawdzić bilety, bohater stara się zapaść pod ziemię; dotarłszy do celu rozważa natomiast spalenie ubrań i dokumentow przed pałacem krolewskim w obawie, że inaczej nie zostanie zauważony. Happening to czy polskie kompleksy, dające o sobie znać tym mocniej, im dalej od ojczyzny? Podwojna optyka, globalistyczna i rodzima, jest charakterystyczna dla całej opowieści. Pozornie bohater Adamczyka to niczym niezwiązany obywatel świata, ktory swobodnie przemieszcza się po całym globie i wszędzie czuje jak u siebie. Podszyty kompleksami jak u Mrożka czy Munka, dziwnie przypomina jednak kombinującego bez ustanku rodaka, ktory w kolejnym historycznym wcieleniu jest artystą-performerem, bo takie przyszły czasy. Nad sceną wisi obraz kilkuletniego chłopca, 7 letniego Adamczyka, w kolorowych serigrafiach, na wzor pop-artowskich wizerunkow Warhola. Porywacze wiedzą komu zawdzięczamy wspołczesny kształt masowej kultury i od kiedy zaczęło się to całe szaleństwo. Z jednej strony buddyzm, nowa religia i filozofia, ktorej uległ, kolejne mudry, o ktorych opowiada; z drugiej hochsztaplerka związana z performerską aktywnością (pomysł wjazdu na obleganą wystawę spryskaną na złoto limuzyną, z atrakcyjną młodką na masce i zgarnięcia za to sporej kasy, nawiązujący do akcji Pawła Althamera). Przykra świadomość, że ukochana puściła się z kolegą, zagłuszana jest przez telezakupy, czyli szybki kurs jak zrobić sałatkę i jaką kupić miseczkę. Pieniądze, ktore trzeba zarobić, by nie wypaść z gry, ocierając się o kicz i kompromitację, walczą o lepsze z problemem, jaki wybrać tatuaż: satanistyczną czaszkę czy może jednak delfinka. Adamczyk pokazuje kompletne pomieszanie znaczeń i wartości, wskutek czego każda forma rzeczywistości naciska na bohatera z rowną siłą, domagając się jego uwagi i odpowiedzi. Pomieszanie kompleksow niższości i nadmiernych wyobrażeń o sobie, emocjonalne wybuchy, a potem ucieczka przed światem nad ulubione jezioro, gdzie liże się rany i dochodzi do rownowagi - to portret neurotycznej osobowości naszych czasow w rodzimym wydaniu. Woody Allen mceńskiego powiatu pokazany w atakach lęku przed innymi i gwałtownej potrzebie zaistnienia czy wręcz narzucenia swojej woli. Marek Koterski stworzył bohatera z nerwicą natręctw, wiecznie narzekającego inteligenta, uginającego się pod presją wymagań, ktorych źrodłem jest polska tradycja i kultura; u Adamczyka mamy portret neurotyka, ktory chce od nich uciec do globalnej wioski. I jest w stanie posunąć się do ostateczności, by to osiągnąć. Stare, dobrze znane kompleksy mieszają się z nowymi fascynacjami, tworząc portret Polaka w płynnej nowoczesności. Miewa on momenty słabości, ale ostro zmierza w wybranym kierunku, niczym bohaterka Rożewicza z „Przyj, dziewczę, przyj". Proponowana widzom wyprzedaż rzeczy, ktorymi się otacza, przedtem niezbędnych, potem niepotrzebnych, a w końcu utopienie ich w jeziorze, do ktorego skacze także sam bohater, pokazuje jak krucha jest ochota na życie, pozornie rożnorodne i atrakcyjne, ale pozbawione głębszych motywacji. Uruchomienie swobodnych skojarzeń było odkryciem psychoanalizy, mającym odsłonić spychane w podświadomość zahamowania pacjenta. W naszych czasach, jak świadczy „Zapis automatyczny", problemem może stać się brak zahamowań i granic, ktorych nie można przekroczyć, bo już ich nie ma."

"Woody Allen mceńskiego powiatu" - Kalina Zalewska 27-04-2012__

"Pop-art, nierozłącznie związany z kulturą masową, staje się jednym z wielu kluczy do odczytania przedstawienia. Spektakl daje szansę ciągłego rozpoznawania takich i innych kodow kulturowych, bo tropow, cytatow i zapożyczeń jest tu całe mnostwo. Sceny te łączą humor i przenikliwą obserwację. Odwołują się do świata popkultury, czerpią z rożnych dziedzin sztuki, przetwarzają to, co znane i umieszczają w nowym kontekście. Spektakl balansuje na granicy serio i buffo. Ociera się o kicz, ale bywa też zadziwiająco poważny i ostro, jednoznacznie diagnozujący rzeczywistość. Maciej Adamczyk wypowiada się w pierwszej osobie. Jest szalenie autentyczny, a zarazem autoironiczny. Bo czyż i on sam nie jest artystą? Aktor ma niezwykłą lekkość scenicznego bycia, ogromną siłę wyrazu i ekspresji. Brawurowo też przechodzi od zupełnie skrajnych stanow emocjonalnych - żywiołowej, pełnej napięcia i wściekłości rozmowy telefonicznej do spokojnego, reklamowego wręcz krojenia warzyw i wrzucania ich do miski z Mango. Wyrazista zmiana emocji i nastroju dokonuje się także w scenie, w ktorej artysta znajduje się w studiu tatuaży - ma do wyboru wzor "czachy" albo "delfinka". Odzywają się tu w nim jakby dwie rożne osobowości, dwa kompletnie inne pragnienia. Stopniowo rozpasany świat ulega skondensowaniu i wyciszeniu. W połmroku ze stosu kwadratowych desek, Adamczyk buduje pomost od tylnej ściany sceny prowadzący wprost do widowni. Ułożeniu każdego elementu towarzyszy osobliwa choreografia. Budowanie mostu to symboliczne budowanie siebie, przedstawione już w pierwszej scenie. I znow walka tworzenia i niszczenia, odrzucania i akceptowania. Pomost zostaje wzniesiony na "jeziorze szaleństwa". Znajdujemy się w dziwnej, osnutej połmrokiem przestrzeni. Świat stracił swoj dawny koloryt i wyrazistość. Artysta zaczyna zbierać wszystkie otaczające go przedmioty i układać na wąskim pomoście. Teraz dopiero stłoczone i scentrowane na środku sali rekwizyty zaczynają przytłaczać. Tworzą absolutny chaos niemożliwy do ujarzmienia, uwydatniając swoją nieprzystawalność, niedopasowanie. Porywacze Ciał nadają przedmiotom szczegolne znaczenie. Stanowią one element wyjęty wprost z codzienności, znany i absolutnie powszedni. Sami tworcy odwołują się do koncepcji ready-made Duchampa. Sztuką jest to, co uznamy za sztukę. Sztuką może być życie. Tak jak słynny pisuar Duchampa, tak kalosze, wędka czy dmuchany worek treningowy mogą stać się obiektem artystycznym. Z tego świata rożnorodnych przedmiotow Adamczyk czerpie ogromną energię. W finałowej scenie artysta łowiący ryby topi otaczające go przedmioty, a potem sam, symbolicznie skacze do jeziora szaleństwa. Wyłania się z mroku i w mroku ginie. To bardzo ładna estetycznie i wymowna scena zamykająca klamrowo spektakl. Czyżby więc budowanie samego siebie ze strzępow wszechotaczającej nas kultury miało prowadzić do szaleństwa i samounicestwienia? Spektakl ucieka od jednoznaczności, łatwej interpretacji i prostego określania tego, co wartościowane pozytywnie i negatywnie. Zapis automatyczny staje się tu rozpaczliwą rejestracją procesu konstruowania samego siebie z tworzywa, jakim jest miałka popkultura. A zaraz potem dekonstruowania, zaprzeczania, wyparcia, i zniszczenia tego, co wcześniej przyjęte i przyswojone. Spod jaskrawego świata wyziera jednak najbardziej podstawowe pragnienie miłości, zrozumienia i akceptacji." Katarzyna Nowaczyk / Nowa Siła Krytyczna 08-03-2012__

Linki do fragmentu spektaklu:

http://www.youtube.com/watch?v=gS_FNctBR3w

[http://www.youtube.com/watch?v=gb2sgpgZOzU](http://www.youtube.com/watch?v=gb 2sgpgZOzU)

autor:
zmodyfikowano  12 lat temu  »  
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ