koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

INFORMACJA:

dla zakresu jest nie ma danych
dlatego przekierowano do zakresu BYŁO
OK

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
Wrocławianka roku GalaCO JEST GRANE - listopad 2024 - nr 365
zmodyfikowano  12 lat temu  »  

"Zapis automatyczny" Macieja Adamczyka w Warszawie

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 15 920 wyświetleń od 4 lutego 2013
  • 7 lutego 2013, czwartek
    » 19:00

Zapraszam na prezentację spektaklu „Zapis automatyczny”, która odbędzie się w Teatrze Imka w Warszawie już w czwartek 7 lutego, o godzinie 19.00

„Zapis automatyczny” to autorski monodram Maciej Adamczyka z Teatru Porywacze Ciał w reżyserii Katarzyny Pawłowskiej i Macieja Adamczyka. Spektakl zdobył Grand Prix 10 Ogólnopolskiego Przeglądu Monodramu Współczesnego w Warszawie w maju 2012 roku. Został także wymieniony w rankingu miesięcznika „Teatr” - „najlepszy, najlepsza, najlepsi w sezonie 2011-2012” oraz w podsumowaniach dokonanych przez „Teatralia” i „Miernik teatralny” jako jedno z najciekawszych wydarzeń sezonu. "Zapis automatyczny" to teatr mistrzowski pod każdym względem - na wskroś zanurzony we współczesności, zabawny do rozpuku i obrazoburczy zarazem, z banału tworzący filozofię najwyższej próby, ironiczny i autorefleksyjny…. Fascynująco plastyczna twarz Macieja Adamczyka hipnotyzuje od pierwszych minut trwania spektaklu. Aktor skupia na sobie całą uwagę, płynnie przechodząc pomiędzy skrajnymi stanami emocjonalnymi: od luzactwa do wściekłości, od wyzwalającej radochy po przenikliwy smutek. Stojąc na scenie, w otoczeniu przedmiotów, bawi się swoją rolą nawet na chwilę nie tracąc lekkości…. Paweł Świerczek – Portal Katowicki 25.06.2012 „Zapis automatyczny” to zaskakujące niespodziewanymi zwrotami akcji solowe show Macieja Adamczyka, podczas którego publiczność bawi się świetnie. Niemal nigdy nie porzucając lekkiej formy prezentacji, wykonawca zdaje się mówić do widzów we własnym imieniu. Wśród rekwizytów znaczącą rolę odgrywa czterokrotny portret w stylu reprintów Andy’ego Warhola, przedstawiający cztery wersje graficznie przetworzonego zdjęcia siedmioletniego chłopca. Łatwo na nim rozpoznać małego Maćka. Wygląda na to, że nieokiełznana, chłopięca fantazja kształtuje bohatera spektaklu tak, jak on wpływa na swoje opowieści. Wątki osobiste i biograficzne mieszają się tu z fikcją. Na sylwetkę bohatera składa się zlepek ról, w które kiedykolwiek się wcielał – na scenie, w życiu i w marzeniach, również sennych. Między wierszami wyłania się pytanie o to, kim jesteśmy. Ulepieni z doświadczeń i fantazji, szukając odpowiedzi, musimy przyjrzeć się sobie. To zbiór fantastycznych inspiracji, ale też zapożyczeń i motywów, które wychwytujemy ze świata i przechowujemy na różnych poziomach pamięci. One kształtują naszą tożsamość publiczności. W scenicznych wcieleniach Macieja Adamczyka pojawia się element ekshibicjonizmu, nie ma w nich jednak próżnej pychy. Artysta obnaża się, odkrywając, kim jest dzisiaj: wobec siedmioletniego chłopca, którym był niegdyś (kilkakrotnie przyklęka przed obrazem, jakby czcił pamięć dziecka w sobie), wobec jeziora ludzkiej obojętności, w którego zwierciadlanej tafli może się przeglądać, a także wobec świata, który wpływa na niego i który raz po raz kusi go tym i owym. Spod humoru, w który obfituje tekst, i ironii, z którą aktor i autor prezentuje nam siebie, wyłania się uniwersalna refleksja na temat tożsamości w czasach popkultury. Jeśli operuje schematami, to dlatego, że wszyscy im podlegamy. Tu nie chodzi o to, by podążać za biegiem akcji, rekonstruując opowieść. Ważniejszym wydaje się, by ponad dosłownością narracji zyskać refleksję na temat niestabilnego i nie dającego oparcia miejsca, które we współczesnym świecie dane jest człowiekowi. A zwłaszcza artyście, który – podobnie jak Maciej Adamczyk – cokolwiek mówi czy robi, gra samego siebie, a cokolwiek odgrywa, dopełnia obrazu własnego ja. Automatycznie. Jestem bardzo ciekawy, gdzie dalej prowadzić go będzie ta droga.” e.CzasKultury.pl Piotr Dobrowolski 17 maja 2012

„…Nowy spektakl Porywaczy Ciał to pełen energii i poczucia humoru one man show, składający się z szeregu etiud, połączonych ze sobą na zasadzie swobodnych skojarzeń. Maciej Adamczyk - autor scenariusza, wykonawca i wspólnie z Katarzyną Pawłowską reżyser spektaklu - tworzy na scenie postać performera, który usiłuje zaistnieć w pędzącym świecie. Dotrzymać kroku współczesności, a nawet narzucić jej swoją wizję. Walcząc o własną kreatywność pozostaje w stanie ciągłego napięcia, nieustannej burzy mózgu. Widzowie skonfrontowani zostają z potokiem słów i obrazów, tworzonych jakby na poczekaniu (wrażenie improwizacji jest bardzo silne), podczas których aktor przebiera się, używa rozmaitych rekwizytów, pozostając w ciągłym ruchu. Podwójna optyka, globalistyczna i rodzima, jest charakterystyczna dla całej opowieści. Pozornie bohater Adamczyka to niczym niezwiązany obywatel świata, który swobodnie przemieszcza się po całym globie i wszędzie czuje jak u siebie. Podszyty kompleksami jak u Mrożka czy Munka, dziwnie przypomina jednak kombinującego bez ustanku rodaka, który w kolejnym historycznym wcieleniu jest artystą-performerem, bo takie przyszły czasy. Nad sceną wisi obraz kilkuletniego chłopca, 7 letniego Adamczyka, w kolorowych serigrafiach, na wzór pop-artowskich wizerunków Warhola. Porywacze wiedzą komu zawdzięczamy współczesny kształt masowej kultury i od kiedy zaczęło się to całe szaleństwo. Z jednej strony buddyzm, nowa religia i filozofia, której uległ, kolejne mudry, o których opowiada; z drugiej hochsztaplerka związana z performerską aktywnością (pomysł wjazdu na obleganą wystawę spryskaną na złoto limuzyną, z atrakcyjną młódką na masce i zgarnięcia za to sporej kasy, nawiązujący do akcji Pawła Althamera). Przykra świadomość, że ukochana puściła się z kolegą, zagłuszana jest przez telezakupy, czyli szybki kurs jak zrobić sałatkę i jaką kupić miseczkę. Pieniądze, które trzeba zarobić, by nie wypaść z gry, ocierając się o kicz i kompromitację, walczą o lepsze z problemem, jaki wybrać tatuaż: satanistyczną czaszkę czy może jednak delfinka. Adamczyk pokazuje kompletne pomieszanie znaczeń i wartości, wskutek czego każda forma rzeczywistości naciska na bohatera z równą siłą, domagając się jego uwagi i odpowiedzi. Pomieszanie kompleksów niższości i nadmiernych wyobrażeń o sobie, emocjonalne wybuchy, a potem ucieczka przed światem nad ulubione jezioro, gdzie liże się rany i dochodzi do równowagi - to portret neurotycznej osobowości naszych czasów w rodzimym wydaniu. Woody Allen mceńskiego powiatu pokazany w atakach lęku przed innymi i gwałtownej potrzebie zaistnienia czy wręcz narzucenia swojej woli. Marek Koterski stworzył bohatera z nerwicą natręctw, wiecznie narzekającego inteligenta, uginającego się pod presją wymagań, których źródłem jest polska tradycja i kultura; u Adamczyka mamy portret neurotyka, który chce od nich uciec do globalnej wioski. I jest w stanie posunąć się do ostateczności, by to osiągnąć. Stare, dobrze znane kompleksy mieszają się z nowymi fascynacjami, tworząc portret Polaka w płynnej nowoczesności. Miewa on momenty słabości, ale ostro zmierza w wybranym kierunku, niczym bohaterka Różewicza z „Przyj, dziewczę, przyj”. Proponowana widzom wyprzedaż rzeczy, którymi się otacza, przedtem niezbędnych, potem niepotrzebnych, a w końcu utopienie ich w jeziorze, do którego skacze także sam bohater, pokazuje jak krucha jest ochota na życie, pozornie różnorodne i atrakcyjne, ale pozbawione głębszych motywacji. Uruchomienie swobodnych skojarzeń było odkryciem psychoanalizy, mającym odsłonić spychane w podświadomość zahamowania pacjenta. W naszych czasach, jak świadczy „Zapis automatyczny”, problemem może stać się brak zahamowań i granic, których nie można przekroczyć, bo już ich nie ma.” "Woody Allen mceńskiego powiatu" - Kalina Zalewska 27-04-2012 ”Pop-art, nierozłącznie związany z kulturą masową, staje się jednym z wielu kluczy do odczytania przedstawienia. Spektakl daje szansę ciągłego rozpoznawania takich i innych kodów kulturowych, bo tropów, cytatów i zapożyczeń jest tu całe mnóstwo. Sceny te łączą humor i przenikliwą obserwację. Odwołują się do świata popkultury, czerpią z różnych dziedzin sztuki, przetwarzają to, co znane i umieszczają w nowym kontekście. Spektakl balansuje na granicy serio i buffo. Ociera się o kicz, ale bywa też zadziwiająco poważny i ostro, jednoznacznie diagnozujący rzeczywistość. Maciej Adamczyk wypowiada się w pierwszej osobie. Jest szalenie autentyczny, a zarazem autoironiczny. Bo czyż i on sam nie jest artystą? Aktor ma niezwykłą lekkość scenicznego bycia, ogromną siłę wyrazu i ekspresji. Brawurowo też przechodzi od zupełnie skrajnych stanów emocjonalnych - żywiołowej, pełnej napięcia i wściekłości rozmowy telefonicznej do spokojnego, reklamowego wręcz krojenia warzyw i wrzucania ich do miski z Mango. Wyrazista zmiana emocji i nastroju dokonuje się także w scenie, w której artysta znajduje się w studiu tatuaży - ma do wyboru wzór "czachy" albo "delfinka". Odzywają się tu w nim jakby dwie różne osobowości, dwa kompletnie inne pragnienia. Stopniowo rozpasany świat ulega skondensowaniu i wyciszeniu. W półmroku ze stosu kwadratowych desek, Adamczyk buduje pomost od tylnej ściany sceny prowadzący wprost do widowni. Ułożeniu każdego elementu towarzyszy osobliwa choreografia. Budowanie mostu to symboliczne budowanie siebie, przedstawione już w pierwszej scenie. I znów walka tworzenia i niszczenia, odrzucania i akceptowania. Pomost zostaje wzniesiony na "jeziorze szaleństwa". Znajdujemy się w dziwnej, osnutej półmrokiem przestrzeni. Świat stracił swój dawny koloryt i wyrazistość. Artysta zaczyna zbierać wszystkie otaczające go przedmioty i układać na wąskim pomoście. Teraz dopiero stłoczone i scentrowane na środku sali rekwizyty zaczynają przytłaczać. Tworzą absolutny chaos niemożliwy do ujarzmienia, uwydatniając swoją nieprzystawalność, niedopasowanie. Porywacze Ciał nadają przedmiotom szczególne znaczenie. Stanowią one element wyjęty wprost z codzienności, znany i absolutnie powszedni. Sami twórcy odwołują się do koncepcji ready-made Duchampa. Sztuką jest to, co uznamy za sztukę. Sztuką może być życie. Tak jak słynny pisuar Duchampa, tak kalosze, wędka czy dmuchany worek treningowy mogą stać się obiektem artystycznym. Z tego świata różnorodnych przedmiotów Adamczyk czerpie ogromną energię. W finałowej scenie artysta łowiący ryby topi otaczające go przedmioty, a potem sam, symbolicznie skacze do jeziora szaleństwa. Wyłania się z mroku i w mroku ginie. To bardzo ładna estetycznie i wymowna scena zamykająca klamrowo spektakl. Czyżby więc budowanie samego siebie ze strzępów wszechotaczającej nas kultury miało prowadzić do szaleństwa i samounicestwienia? Spektakl ucieka od jednoznaczności, łatwej interpretacji i prostego określania tego, co wartościowane pozytywnie i negatywnie. Zapis automatyczny staje się tu rozpaczliwą rejestracją procesu konstruowania samego siebie z tworzywa, jakim jest miałka popkultura. A zaraz potem dekonstruowania, zaprzeczania, wyparcia, i zniszczenia tego, co wcześniej przyjęte i przyswojone. Spod jaskrawego świata wyziera jednak najbardziej podstawowe pragnienie miłości, zrozumienia i akceptacji.” Katarzyna Nowaczyk / Nowa Siła Krytyczna 08-03-2012 Linki do fragmentu spektaklu: http://www.youtube.com/watch?v=gS_FNctBR3w http://www.youtube.com/watch?v=gb2sgpgZOzU Gorąco polecam i serdecznie zapraszam!

autor:
zmodyfikowano  12 lat temu  »  
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ