koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
KLIMT Wrocław
zmodyfikowano  12 lat temu  »  

Wywiad

Gdynia »
CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 899 wyświetleń od 3 listopada 2010

Gdynia » Grunwaldzka » NA MAPIE

  • od: 1 listopada 2010, poniedziałek
    do: 30 listopada 2010, wtorek

Wywiad z Panem Zbigniewem Adrjańskim, autorem "Pochodów donikąd".

Rozmowa ze Zbigniewem Adrjańskim o kulturze w PRL-u opisanej w Pochodach donikąd

Weronika Gołębiowska: Pochody donikąd to obszerny leksykon pieśni, piosenek, anegdot i haseł z okresu PRL-u. Proszę zdradzić, w jaki sposob i jak długo powstawało Pana najnowsze dzieło.

Zbigniew Adrjański: Dość długo powstawało! Przeszkadzało mi zresztą w pisaniu Pochodow… kilku wydawcow, ktorzy najpierw trzymali egzemplarz u siebie, a poźniej odstępowali od obietnicy wydania książki itd. Kiedy zaczynałem tę książkę dla Bellony, nie było jeszcze przedstawienia J. Jozefowicza w Buffo - Ukochany kraj. Nie było zresztą kilku innych modnych przedstawień i programow na temat PRL-u. Notabene, moja książka miała początkowo nosić tytuł Ukochany kraj w znaczeniu mocno ironicznym. Ale ktoregoś dnia napisałem na kolejnej ofercie wydawniczej Pochody donikąd i tak już zostało.

A jak powstawała ta książka? Lubię sobie przygotować dokumentację do takiej pracy. Najpierw więc napisałem wielki leksykon estradowy pt. Kalejdoskop estradowy (bo nazwa „leksykon" mocno czytelnikow odstrasza!). Jest to leksykon zawierający ponad 1500 haseł biograficznych artystow polskiej estrady powojennej (lata 1944-1989). Trochę go „okrasiłem" anegdotą, osobistym wspomnieniem - to się zresztą moim czytelnikom najbardziej podobało i do dziś podoba! Postanowiłem zatem pomysł ten kontynuować, bo nie jestem ani tzw. „mrowką" kochająca żmudną pracę, ani nie lubię czytania cudzych biografii, a coż dopiero pisania. Zabrałem się zatem za opis obyczajow w PRL-u, ktore odbijają się w polskiej piosence, anegdocie i hasłach tego okresu.

W.G.: W Pochodach donikąd opisuje Pan niewątpliwie PRL (1944-1989).

Z.A.: Opisuję właściwie kulturę tego okresu, a dokładnie mowiąc kulturę tzw. masową: estradę, kabaret, życie rozrywkowe. Bo Polska Ludowa, ktora od roku 1952 nazywa się dopiero: Polską Rzeczpospolitą Ludową, ma jednak swoje życie rozrywkowe. Nie jest to tylko „kraina żałobna i posępna", w ktorej wszyscy noszą żelazną biżuterię - jak to było na przykład po powstaniu styczniowym. Kultura polska w okresie PRL-u ma zresztą wspaniałe osiągnięcia zarowno w kraju, jak i na emigracji. Maria Dąbrowska, Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Andrzejewski, Jan Parandowski, Wojciech Żukrowski, Ksawery Pruszyński, Melchior Wańkowicz, a z młodszych pisarzy: Marek Hłasko, Ryszard Kapuściński. Na emigracji zaś: Czesław Miłosz, Witold Gombrowicz itd. Mamy też znaną na świecie „szkołę polskiego filmu" z Andrzejem Wajdą w roli głownej.

W.G.: Pochody… poruszają wiele ciekawych tematow, związanych z rożnymi dziedzinami życia, widzianych przez pryzmat piosenek, haseł i anegdot popularnych w PRL-u. Czy Pochody donikąd można więc skrotowo określić jako opis nieoficjalnej historii PRL-u?

Z.A.: Ten „pryzmat", o ktorym Pani mowi, Jan Bystroń - znakomity historyk polskiej kultury - nazywa raczej „lustrem". W polskiej pieśni i piosence odbijają się bowiem jak w lustrze: dzieje epoki, obraz obyczajow, codziennego życia ludzkiego. Piosenka jest odbiciem życia! W Pochodach donikąd cytuję pieśni i piosenki, ktore charakteryzują ową epokę, czas i ludzi. Staram się, aby te utwory były ułożone w pewnej chronologii historycznej. Dotyczą one rownież wydarzeń historycznych, politycznych, społecznych. Anegdoty polityczne, utwory antypaństwowe z tego okresu (zresztą nadal mało znane), folklor uliczny i więzienny, pieśni strajkowe i utwory zakazane stanowią tu uzupełnienie. Temat pieśni popularnej bardzo mnie interesuje i zastanawia oraz pobudza do licznych refleksji. W pewnym sensie jest to nieoficjalna historia najpierw Polski Ludowej do roku 1952, a poźniej czasow, ktore nazywamy Peerelem - 1952-1989. W pewnym sensie, bo tak gigantycznego zamiaru nigdy nie miałem! Opisuję tu raczej PRL w kulturze masowej - w pieśni, piosence, tworczości kabaretowej. Jest to książka, jak wowczas mowiono, o kulturze masowej.

W.G.: Czy zatem kultura wysoka tego okresu Pana nie interesuje?

Z.A.: Nie lubię takich podziałow na kulturę „wielką" i „małą", „wyższą" i „niższą". Ale co robić? Mamy jaśniepański stosunek do kultury od dawien dawna. Chociaż dobra piosenka jest czasem tyle samo warta, co dobry wiersz! A zdarza się też, że malutka akwarela sławnego malarza jest tyle samo warta, co obraz wielkości Bitwy pod Grunwaldem! Ale, przyjmując te istniejące podziały w kulturze, trzeba powiedzieć, że polska kultura wysoka ma w okresie PRL-u wielkie osiągnięcia. Rozwija się w tym czasie polska muzyka poważna - mam tu na myśli: tworcow i odtworcow, muzykow-wirtuozow, sławne śpiewaczki i śpiewakow, sławne zespoły, takie jak np. Śląsk czy Mazowsze, ktore odnoszą międzynarodowe sukcesy. Powstaje teatr awangardowy: Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, Teatr Tadeusza Kantora, Grupa Gardzienice. Wielką kultura ma jednak swoich badaczy. Specjalistow od kultury masowej czy popularnej można policzyć na palcach jednej ręki… Ciekawie kulturę poważną opisuje m.in. Marta Fik w swojej książce Kultura polska po Jałcie.

W.G.: Jak więc wyglądała kultura rozrywkowa okresu PRL-u, ktorą Pan się szczegolnie zajmuje w Pochodach donikąd?

Z.A.: W pierwszych latach powojennych sztuka rozrywkowa tworzona była jeszcze przez starych mistrzow: Juliana Tuwima, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Jerzego Jurandota, Tadeusza Sygietyńskiego, Zygmunta Karasińskiego, Zygmunta Wiehlera oraz innych wielkich mistrzow. Na scenach teatrow Syreny i Buffo występowali: Kazimierz Krukowski, Adolf Dymsza, Ludwik Sempoliński, Tadeusz Olsza, Kazimierz Gorski, Stefania Gorska. Na emigracji pozostawali: Marian Hemar, Feliks Konarski.

W okresie PRL-u może nie mieliśmy wielkich, światowych sukcesow oraz nazwisk. Ale były konkretne przyczyny tego stanu rzeczy. Po prostu światowy show-biznes nie wpuszczał nas na zachodnie rynki. Albo wpuszczał tylko tych artystow i takie zespoły, ktorzy pracowali tam za nędzne pieniądze. Jednak wśrod tzw. demoludow wyrożnialiśmy się wysokim poziomem polskiej estrady i piosenki, konkretnie teatru rozrywkowego, polskiej satyry. Unikatowe w świecie, w latach 1952-65, były polskie teatrzyki studenckie. Wpływ teatrow studenckich w oficjalną kulturę polską był zresztą ogromny. Z nich właśnie wywodzą się talenty takie, jak: Agnieszka Osiecka, Ewa Demarczyk, Wojciech Młynarski, Jonasz Kofta, Marek Grechuta, Zygmunt Konieczny i wielu, wielu innych. W teatrach studenckich ma swoje początki: poezja śpiewana, zainteresowanie piosenką aktorską i kabaretem zawodowym. W wielu demoludach zazdroszczono nam właśnie takiej estrady i rozrywki, a najbardziej chyba w Moskwie.

Po drugiej wojnie światowej piosenka polska gwałtownie dorosła. Można powiedzieć, że spoważniała pod wpływem przeżyć, ktore były udziałem społeczeństwa polskiego. Tekst piosenki zaczął spełniać funkcje społeczne - zaczęły zatem powstawać rożnego rodzaju „krzepiące serca" utwory państwowe, ale i „antypaństwowe". Pojawiła się „skoczna i walczykowata" piosenka murarska, ktorą śpiewali murarze pracując przy budowie nowych domow. W Polsce piosenka murarska występowała w dużej ilości i obfitości, było to zjawisko fenomenalne w dziejach piosenki europejskiej! Powstało zatrzęsienie piosenek o Warszawie. Od lamentu Alberta Harrisa nad zniszczoną w powstaniu Warszawą - „Jak uśmiech dziewczyny kochanej, czyli piosenki o mojej Warszawie - aż po sztajerki pana Wiecha (Stefana Wiecheckiego), ktore z niezrownanym wdziękiem śpiewał Adolf Dymsza. Warszawskich pieśniarzy i bardow było zresztą znacznie więcej, m.in.: Mieczysław Fogg, Leszek Elektorowicz, Andrzej Bogucki. Polskie Radio natomiast w nadmiarze serwowało nam tzw. pieśni „musowe". Pieśni te, głownie marszowe, pisali nam zresztą znakomici poeci - Konstanty Ildefons Gałczyński, Wiktor Woroszylski, Jerzy Ficowski, Edward Fiszer, Artur Międzyrzecki, Tadeusz Kubiak, Krzysztof Gruszczyński, Jacek Bocheński - i kompozytorzy: Edward Olearczyk, Tadeusz Sygietyński, Alfred Gradstein, Stanisław Hadyna, Władysław Szpilman. Ten ostatni w ogole rządził pieśnią i piosenką w Polskim Radiu - zarowno tą masową, jak i tą rozrywkową. Było też w tym okresie wiele powojennych przebojow śpiewanych przez Martę Mirską, Mieczysława Fogga, Andrzeja Boguckiego czy też Chor Czejanda.

        W roku 1953 zaczyna się „odwilż", ktora dotyczy rownież piosenki. Umiera Jozef Stalin, niedługo potem także Bolesław Bierut (mowiono, że wyjechał do Moskwy w futerku, a wrocił w kuferku), do rządow wraca, niechętnie widziany przez Moskwę, Władysłąw Gomułka. A w muzyce rozrywkowej zaczyna się dość infantylny okres „bajobonga", piosenki, ktora przywędrowała ze Śląska wraz z przebojami orkiestry Jerzego Haralda oraz solistami tej orkiestry: Marią Koterbską, Nataszą Zylską, Jerzym Gniatkowskim, Janem Dankiem. Publiczność była zresztą już stęskniona za beztroską rozrywką bez żadnych politycznych podtekstow.

W.G.: W Moskwie zachwycano się podobno Teatrem Syrena.

Z.A.: Bo jest to zaraz po wojnie teatr i kabaret starych mistrzow jeszcze z Qui pro Quo i Morskiego Oka rodem. Nic więc dziwnego, że to się podobało. W kraju teatr Syrena określano podobno epitetem „Warszawki", co tłumaczyć należy jako przedwojenne drobnomieszczaństwo i gust tego rodzaju. Dla mieszkańcow Warszawy oznaczało to sentyment do dawnej stolicy, ktorej już nie ma. I stąd może to szczegolne zainteresowanie Syreną. Zresztą Wiecha w tym czasie też sekowano dla odmiany za „knajactwo", a publiczność Wiechem się zachwycała.

W.G.: Jaki był wobec tego poziom kultury masowej okresu PRL-u?

Z.A.: Nawet ta kultura masowa i „musowa" miała w Polsce wysoki poziom. Była ona zawsze specjalnie selekcjonowana na komisjach repertuarowych. Dostać się do radia z piosenką, ktora miała nawet najbardziej płomienne afekty do PRL-u, ale nie była dobrze napisana, to właściwie było nieprawdopodobne! Pieśń masowa i „musowa" ma w tym okresie swoich mistrzow, ktorych już wcześniej wspomniałem, ale ma także swojego arcymistrza: Władysława Szpilmana, ktory pisał nie tylko pieśni masowe, walczyki murarskie, piosenki i pieśni o Warszawie, ale w ogole najpiękniejsze piosenki rozrywkowe i taneczne tego okresu. Popularne w owym czasie było przysłowie - „Od wieczora do rana piosenki Szpilmana". Dopiero poźniej pojawiła się konkurencja: Marek Sart, Jerzy Abratowski, Romuald Żyliński, czy Waldemar Kazanecki. Następnie pojawia się festiwal opolski (1963), ktory jest w opozycji do wymyślonego przez Władysława Szpilmana festiwalu sopockiego. A potem Radiowe Giełdy Piosenek, ktore przez 10 lat (1963-1973) lansuje repertuar związany z dawną piosenką studencką oraz przeboje nowych zespołow polskiego rocka.

W.G.: Szpilman odchodzi z muzyki rozrywkowej w dość przykrych okolicznościach.

Z.A.: Tak, bo używa się wobec niego przykrych, antysemickich argumentow na długo jeszcze przed rokiem 1968. Poza tym Szpilman miał dość trudny charakter. Był despotycznym szefem redakcji muzyki rozrywkowej Polskiego Radia, ale rownocześnie wspaniałym muzykiem i pianistą warszawski na miarę polskiego George'a Gershwina.

W.G.: Jak to się stało, że w muzyce rozrywkowej okresu PRL-u dominowali kompozytorzy żydowskiego pochodzenia?

Z.A.: To nie ma nic wspolnego z PRL-em, przed wojną też tak było. To właśnie kompozytorzy żydowskiego pochodzenia stworzyli najpiękniejsze tanga (powstał nawet styl tzw. „warszawskiego tanga") i piosenki okresu międzywojennego, najpiękniejsze piosenki o Warszawie, wiele sławnych piosenek Ordonki, Zuli Pogorzelskiej, Leny Żelichowskiej, Eugeniusza Body, Mieczysława Fogga itd. Najważniejsi kompozytorzy tego okresu to: Henryk Wars, Henryk Gold, Jerzy Petersburski, Szymon Kataszek, Zygmunt Karasiński, Bronisław Kaper. Żydzi mają wielki talent do muzyki. W dawnej Polsce na szlacheckich dworach bawiono się często przy dźwiękach żydowskiej kapeli. A w przedwojennej Polsce najpiękniejsze utwory do tańca, utwory kabaretowe dla Qui pro Quo i Morskiego Oka napisali właśnie żydowscy kompozytorzy lub kompozytorzy żydowskiego pochodzenia.

W.G.: Czy o tym rownież Pan pisze w Pochodach donikąd?

Z.A.: Nie, o tym nie piszę. Temat ten wymagałby zresztą oddzielnej książki! To jest tylko dygresja w mojej wypowiedzi dla Pani. O żydowskich tworcach okresu międzywojennego pisze natomiast ciekawie Izachar Fater w książce wydanej w Izraelu już po wojnie. Muzyka, rozrywka, piosenka w PRL ma jeszcze wiele ciekawych wątkow i tematow.

W.G.: Jakich na przykład?

Z.A.: Po prostu, trzeba przeczytać moją książkę. Najgorzej jest opowiadać książkę, ktorą się napisało. Czytelnik może wtedy stracić zainteresowanie tematem, ktorego książka dotyczy, bo już zapoznał się z nim w wypowiedzi autora.

W.G.: Gdzie zatem można nabyć Pańską nową książkę?

Z.A.: Pochody donikąd można zamawiać bezpośrednio w wydawnictwie Novae Res - mailowo (dialog@novares.pl) i telefonicznie (58 735 11 61, 660 850 200) lub w internetowej księgarni wydawnictwa: www.zaczytani.pl. Serdecznie polecam!

W.G.: Ja rownież! Używa Pan w Pochodach donikąd określenia kultura „musowa". Czy jest to nawiązanie do starego porzekadła - jak „mus to mus"?

Z.A.: Dokładnie! Pieśni po wojnie, ktore śpiewano w Polsce nazywano zresztą musowymi. Były przeznaczone do masowego śpiewania w pochodach. „Musowe", bo nadawano je od rana do wieczora przez radio. Same wciskały się do głowy, po prostu nie można było ich nie zapamiętać! A jeśli ktoś nie miał tzw. toczki, czyli głośnika radiowego, to pieśni te wciskały się do ucha w świetlicy szkolnej, w stołowce, na stadionie, na ulicy itd.

W.G.: Jakie były to pieśni?

Z.A.: Na ogoł marszowe, a do tego choralne, pełne podniosłych melodii i jeszcze bardziej podniosłych tekstow. W pieśniach tych stale do czegoś namawiano, najczęściej do socjalizmu. Wzywano do walki o pokoj, grożono imperialistom, wzywano do braterstwa ludow (np. „To nieważne czyś czarny, czy biały") albo też śpiewano po prostu: „My, zetempe, reakcji nie boimy się".

W.G.: Pan też śpiewał?

Z.A.: Śpiewałem. Nie da się ukryć. Niektorzy krytycy piszą teraz, już po latach, że pieśni te były czasem niezwykle piękne pod względem muzycznym i tekstowym. Pisali je zresztą, jak już wspomniałem, znakomici poeci i kompozytorzy. Byle kto tych pieśni nie pisał! Mowiły one zresztą o rzeczach bardzo pięknych. O wolności, rowności narodow, o tym, że nie powinno być biednych i bogatych. Opiewały pewną - jak się poźniej okazało - utopię.

W.G.: A wszystko w rytmie marszowym?

Z.A.: Maszerowanie było ulubionym zajęciem w XIX i XX wieku. Maszerowano w pochodach rewolucyjnych i demonstracjach. A także w wojsku, na defiladach, a nawet w szykach wojennych (np. na bagnety!), co było zupełnie bez sensu! Maszerowano nawet w konduktach pogrzebowych, w ktorych obecnie jedzie się za nieboszczykiem samochodem.

W.G.: Ktore z poruszanych w książce tematow opisuje Pan najchętniej?

Z.A.: Chyba właśnie opisuję ten świat, w ktorym tkwiłem: estradę, kabaret, piosenkę, aktorow polskiej rozrywki i jej tworcow. Zajmowałem się tym tematem kiedyś z nadmiernym entuzjazmem. W pewnym momencie zauważyłem też, że piszę o sobie. Z własnej pamięci oraz przeżyć! To mnie zaczęło bawić. Bo wyglądało to wszystko na swego rodzaju silva rerum z PRL! A takiego gatunku literackiego jeszcze chyba nikt nie stworzył? Oczywiście, proszę to potraktować jako żart (śmiech).

W.G.: Nie jest to jednak książka o polityce tego okresu, prawda?

Z.A.: Nie jest to historia polityki tego okresu ani książka polityczna na ten temat. Choć czasem trudno oddzielić związki polityki i kultury.

W.G.: Co zainspirowało Pana do stworzenia Pochodow donikąd?

Z.A.: Co mnie zainspirowało naprawdę? Nie wiem. Nigdy nie byłem zafascynowany Peerelem. Ten ustroj wymyślili nam i wymuszali go na nas nasi sojusznicy - Amerykanie i Anglicy, no i, jak powiada piosenka, „Armia Czerwona przez sojusznikow uzbrojona". Wymyślono ten ustroj w Jałcie i początkowo było strasznie! Dopiero po śmierci Stalina i Bieruta zaczęto PRL reformować. Wystąpiła tzw. „odwilż", a potem znowu przyszły „przymrozki". Potem jeszcze „polski grudzień" albo styczeń. Mnostwo było takich przesileń politycznych i zmian ideologicznych. Socjalizm po polsku wyglądał więc rożnie! Na pewno jednak był tworem innym niż w sąsiednich demoludach. Warszawa była zawsze w dużej opozycji do Moskwy. Zresztą Moskwa nigdy nie miała pełnego zaufania do „polskich przywodcow". Może za wyjątkiem Bieruta, ale o nim mowiono, że nie jest to prawdziwy Bierut, tylko sowiecka „matrioszka". Pisząc Pochody donikąd, chciałem chyba pokazać ten okres historyczny w dziejach Polski bez jakichś nienawiści, bez wykrzykiwania, że jest to czas stracony, a może nawet taki, ktory do dziejow Polski nie należy.

W.G.: Pochody donikąd zawierają obszerny materiał historyczny z czasow PRL-u. Czy pisząc książkę, chciał Pan rownież ocalić od zapomnienia popularne w tamtych czasach teksty?

Z.A.: Cytuję teksty najbardziej znane, obiegowe, charakteryzujące tamte czasy, emocje, afektacje, deklaracje czy też fascynacje Peerelem. Ale PRL ma też swoje teksty mało znane, zapomniane, czy też takie, ktore powoli odchodzą w niepamięć. Jak choćby ten bardzo ciekawy folklor strajkowy z lat 80., kolędy robotnicze, pieśni internowanych. Tym trzeba się zająć! Ale i we wcześniejszej naszej historii są piosenki, o ktorych mało dziś wiemy. Zaczynając od teatrzykow frontowych Armii Polskiej na Wschodzie i Zachodzie, a kończąc na piosence studenckiej lat 50., dziś znanej nam już tylko z teatrzykow warszawskich, krakowskich, gdańskich, a przecież piosenka studencka powstawała w całym kraju. Są inne jeszcze zapomniane piosenki tego okresu.

W.G.: W jednej z wypowiedzi autorskich na temat książki powiedział Pan, że Pochody donikąd tworzą wraz ze Złotą księgą pieśni polskichKalejdoskopem estradowym tryptyk autorski na temat historii polskiej rozrywki, estrady i obyczaju. W jaki sposob Pochody donikąd nawiązują do poprzednich Pana książek? Być może rozwijają jakieś wcześniej pojawiające się w Pańskiej tworczości wątki? Czy wątki te będzie Pan nadal rozwijał w swojej tworczości?

Z.A.: Określenia „tryptyk" użyłem raczej w znaczeniu malarsko-rzeźbiarskim. Są to bowiem trzy części mojej wielkiej pracy na temat polskiej pieśni i piosenki - od Bogurodzicy (996) do Czerwonych makow (1944) w Złotej księdze pieśni polskich. Potem jest Kalejdoskop estradowy - książka na temat polskiej rozrywki, estrady, piosenki i kabaretu w okresie 1944-1989. Jest to leksykon biograficzny z tego okresu, spis nazwisk tworcow polskiej kultury PRL-u. Miały być dwa tomy, ale wydawca zgodził się na jeden. Wyszła z tego w końcu książka zawierająca ponad 1500 haseł biograficznych, kilkadziesiąt tysięcy nazwisk i faktow. To ciężka, żmudna robota biograficzna, zrobiona po raz pierwszy w Polsce. Wreszcie Pochody donikąd, ktore są w pewnym sensie kontynuacją Złotej księgi pieśni polskich - zawierają teksty piosenek i pieśni polskich z lat: 1944-1989, ale już nie teksty i ich dane bibliograficzne oraz muzyczne stanowią tu centrum mojego zainteresowania, ale raczej obyczaj, ktory się w nich odbija. Nie będę już wracał do tych tematow w swojej tworczości, choć uważam, że trzeba je dokończyć, opisać, a nawet zrobić od nowa! Ale to już praca dla kolejnych pokoleń. Rozrywka polska, estrada, kabaret nie ma swoich badaczy, popularyzatorow książkowych i typowych wydawnictw. A potrzeby są ogromne!

W.G.: Czy pisząc Pochody donikąd myślał Pan o konkretnej grupie czytelnikow? Wydaje się, iż jest to pozycja, ktora może zainteresować bardzo szerokie grono. Jest z pewnością ciekawą propozycją dla ludzi młodych, dla ktorych stanowi źrodło wiedzy o minionej rzeczywistości.

Z.A.: Myślałem raczej o starszej grupie czytelnikow, ktorym chciałem dodać otuchy, że ich życie w PRL-u nie było czasem bezsensownie straconym. Ale wyszło tak, że największy odzew jest ze strony ludzi młodych. Zresztą książka dopiero nabiera rozpędu! Myślę, że jest to książka dla jednych i drugich. Dla starszych jest to wspomnienie, dla młodszych zaś - ciekawostka oraz materiał edukacyjny dla studentow i przyszłych magistrantow kulturoznawstwa, badaczy kultury tego okresu, bibliotekarzy i muzealnikow, ktorzy tworzą modne ostatnio biblioteki polskiej piosenki, muzea polskiej piosenki, muzea Peerelu i archiwa. Omawiam tu bowiem rożne gatunki i tematy w polskiej pieśni i piosence powojennej, ktorymi szczegolnie trzeba się zająć! Nie tylko dlatego, że to jest tworczość ulotna (i za chwilę jej nie będzie!), ale dlatego, że jest to obraz epoki, dokumentacja stanu emocji, wzruszeń, wydarzeń tego okresu.

W.G.: Pochody donikąd są bardzo ciekawie zbudowane - teksty popularnych w PRL-u pieśni, piosenek, haseł i anegdot stanowią dla Pana punkt wyjścia do opisania prywatnych wspomnień z tamtego okresu. Skąd pomysł na taką konstrukcję dzieła?

Z.A.: W tamtych czasach, obecnie zresztą rownież, piosenka zastępowała ludziom poezję. Mowiono cytatami z piosenek, wyznawano uczucia ukochanej osobie cytatami z popularnych refrenow. Piosenka nabrała wielkiego znaczenia społecznego. Mowiono o społecznej funkcji tekstu piosenki. Nic więc dziwnego, że z tych tekstow ułożyć można rożne tematy, nawet coś, co można nazwać owczesnym flirtem salonowym czy też osobistym pamiętnikiem.

W.G.: Czy nie jest to chęć, czy też metoda, opowiadania historii Polski przy pomocy pieśni i piosenki?

Z.A.: A coż w tym złego i dziwnego? Jeśli obecnie opowiada się na przykład historię powstania warszawskiego przy pomocy rysunkowych komiksow!? Piosenka jest materiałem rownie dobrym do opowieści jak komiks. Teksty popularnych piosenek stanowią zawsze wielką, choć czasem ulotną, dokumentację epoki. Moja Złota księga pieśni polskich _została tak napisana, aby pokazać historię Polski i polskiego obyczaju od _Bogurodzicy aż po Czerwone maki. Chwaląc Boga, książka ta ma już 9 wydań! Inni literaci teraz mnie naśladują._ _

W.G.: W _Pochodach… _wspomina Pan swoje szkolne i studenckie lata. Czy, pisząc książkę, odnowił Pan swoje dawne znajomości?

Z.A.: Nie odnowiłem, niestety, swoich dawnych znajomości. Po pierwsze, wiele moich koleżanek i kolegow już nie żyje. Po drugie, rozdzieliła nas polityka, o ktorej mowimy tak wiele. Zresztą moj okres studencki na UW, o czym sporo piszę w tej książce, wspominam jak najgorzej! Nadrabiam tu miną! Opisuję ten czas z uśmiechem, ale jest to „uśmiech przez łzy". Był to okres rozszalałego ZMP, „czerwonego uniwersytetu warszawskiego". Ale wspomnienia z młodości generalnie są piękne. I nie wszystko człowiek chce pamiętać!

W.G.: Jaki jest Pański stosunek do PRL-u widzianego przez pryzmat tekstow przytaczanych w Pańskiej książce. Czy tęskni Pan za niektorymi zwyczajami z tamtych czasow?

Z.A.: Nie, nie tęsknię za tamtym okresem. Nie ma we mnie tego rodzaju nostalgii, choć nie potępiam tych czasow w czambuł. Obyczaje były często durne! Mam tu na myśli nowe, socjalistyczne obyczaje. Ale zachowano przecież wiele dawnej tradycji narodowych i zwyczajow ludowych, kościelnych świąt. Polska była gorliwie katolicka. Wieś tradycyjna, ktora nie dała się skolektywizować! To o czymś świadczy! Nowe obyczaje zresztą atakowały nas nie tylko ze wschodu! Były to czasy rewolucji studenckiej na zachodzie, rewolucji obyczajowej, pojawił się ruch hipisow, dzieci kwiaty, Beatlesi. Młodzież przyjmowała te wszystkie nowinki z ogromny zapałem. Polacy skłonni są do tzw. cudzoziemszczyzny. Kultura amerykańska, mimo „żelaznej kurtyny", atakowała nas rownie intensywnie jak sowiecka. Odbywało się to zresztą kosztem polskiej piosenki i muzyki rozrywkowej. Nadal trwał w tzw. „wyższych sferach" partyjno-rządowych ceremoniał bizantyjski albo ceremoniał bizantyjski skrzyżowany z sowieckim. Notabene, dygnitarze sowieccy wiele przejęli do swoich zachowań z ceremonii cerkiewnych, zresztą nawet ich sposob noszenia się przypominał trochę prawosławnych popow! Nasi dygnitarze ich naśladowali, ale oprocz tego naśladowali rownież rożne polskie parafialne obyczaje. Wyszła z tego groteskowa mieszanka socjalistycznych ceremonii i obrzędow. Na ten temat można napisać osobną książkę.

        Osobiście, tęsknię chyba za kawiarniami tego okresu: Czytelnikiem, PIW-em czy Kawiarnią pod Kandelabrami w Warszawie. W kawiarniach koncentrowało się życie polityczne i towarzyskie. Poł Polski siedziało w kawiarniach w godzinach pracy. Edward Gierek mawiał, że zniszczyła go „kawiarnia warszawska". Brakuje mi rownież gazet, tygodnikow, książek i nowości wydawniczych z tego okresu. Za skromną stosunkowo pensję młodego dziennikarza mogłem sobie kupić codziennie kilkanaście gazet i tygodnikow. Moi bliscy mowili, że jest to nerwica, że wszystkie gazety i tygodniki są do siebie podobne, że widocznie szukam tam wiadomości o zmianie ustroju? Ale to nieprawda. Było wiele rzeczy do czytania w owczesnej prasie. Tym samym był wielki szacunek dla zawodu pisarza, dziennikarza, aktora! Nawet artysty estradowego… Co za tym idzie, inna była hierarchia zawodow i autorytetow. Mocno nawet przedwojenna. Osobiście byłem bardzo dumny, kiedy poznawałem ktoregoś z pisarzy czy poetow. Wśrod nich było wiele ludzi starszych ode mnie o 20-30 lat z okładem, mimo to zaprzyjaźnialiśmy się często. Nie było takich przepaści pokoleniowych jak obecnie.

W.G.: Stara się Pan opisać PRL obiektywnie. Czy sądzi Pan, że brakuje w naszej literaturze pozycji obiektywnie wypowiadających się o Polsce Ludowej?

Z.A.: Cieszę się z tego określenia, że staram się opisać PRL obiektywnie. Opisuję zresztą część życia kulturalnego w tych czasach. Nie roszczę sobie pretensji do opisu tego ustroju czy tamtych czasow w ogole. Myślę, że to jest zadanie, a nawet obowiązek, naukowcow: historykow, politologow, socjologow, ekonomistow zajmujących się historią gospodarczą, historykow kultury. Na to jednak trzeba czasu. Na razie dominują chyba emocje i publikacje mało obiektywne. Okres Polski Ludowej do 1952 roku, a poźniej jeszcze PRL-u, był faktem historycznym. Ułomna, upokorzona, zniewolona, prosowiecka (choć rownież oporna wobec Moskwy!) Polska jest częścią naszej historii. Trzeba jej dzieje badać tak samo jak dzieje Krolestwa Kongresowego czy okresu zaborow! W tych czasach też powstawała wspaniała sztuka i literatura.

W.G.: Na zakończenie chciałabym zapytać jeszcze o tytuł książki. W jaki sposob wiąże się on z jej treścią?

Z.A.: Proszę zważyć na fakt, że w tytułach książek nie stawia się znakow interpunkcyjnych. Można ten tytuł czytać z kropką jako arbitralne oświadczenie. Można ze znakiem zapytania albo ze znakiem zapytania i wykrzyknikiem, lub z wielokropkiem. Notabene, książka początkowo miała się nazywać Ukochany kraj jak tytuł wiersza i pieśni Konstanty Ildefons Gałczyńskiego do muzyki Tadeusza Sygietyńskiego. Tak chciał wydawca z Bellony. Ale szybciej ode mnie zrobił przedstawienie o tym tytule Janusz Jozefowicz w Teatrze Buffo i musiałem z tego tytułu się wycofać. Więc na ktorejś z ofert wydawniczych napisałem tytuł Pochody donikąd i tak już zostało. Jest to zresztą tytuł pod pewnym względem znaczący. Wyrażam w nim nadzieję, że może ten moj pochod, w ktorym uczestniczyłem, te pochody mojego pokolenia nie były pochodami donikąd. Z tych pochodow, w ktorych nas prowadzono wyłonił się w latach 80. wielki pochod robotniczy, pochod solidarności! Obalono komunizm. Zbudowano nową Europę. Być może swoj udział w tym wszystkim mają rownież ludzie polskiej kultury? Nie tylko przedstawiciele „sztuki wyższej", ale rownież literaci i aktorzy kabaretowi, autorzy piosenek i piosenkarze oraz satyrycy. O nich właśnie piszę! Na tekstach „Egidy", Szpaka, Dudka, Owcy, Stańczyka, piosenkach Jana Pietrzaka, Jonasza Kofty, Wojciecha Młynarskiego, poźniej Jacka Kaczmarskiego, wychowały się rożne pokolenia. W tym także działacze czy przywodcy demokratycznej opozycji w Polsce. Może zatem pochody donikąd nie były aż takimi pochodami całkowicie bezsensu? Może pochody te miały swoj sens?

W.G.: Dziękuję serdecznie za rozmowę. Pozostaje mi życzyć Panu, aby Pochody donikąd odniosły taki sukces wydawniczy jak Złota księga pieśni polskich.

Z.A.: Bardzo bym chciał…

Ze Zbigniewem Adrjańskim rozmawiała Weronika Gołębiowska

Zbigniew Adrjański - dziennikarz, literat, publicysta muzyczny, historyk polskiej rozrywki; w bieżącym roku obchodzi 50-lecie swojej tworczości literackiej.

Pochody donikąd można zamawiać bezpośrednio w wydawnictwie Novae Res - mailowo (dialog@novares.pl) i telefonicznie (58 735 11 61, 660 850 200) lub w internetowej księgarni wydawnictwa: www.zaczytani.pl.

Autor: Zbigniew Adrjański

Tytuł: „Pochody donikąd"

Wydawca: Novae Res, Gdynia 2010

Wydanie: Pierwsze

Liczba stron: 404

ISBN: 978-83-61194-22-4

autor:
zmodyfikowano  12 lat temu  »  
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ