koncentrator kultury wyciskamy 100% kultury z kultury - wyciskaj z nami!

INFORMACJA:

dla zakresu jest nie ma danych
dlatego przekierowano do zakresu BYŁO
OK

Na naszych stronach internetowych stosujemy pliki cookies.

Korzystając z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki
wyrażasz zgodę na stosowanie plików cookies zgodnie z  Polityką Prywatności.

» ROZUMIEM I AKCEPTUJĘ
CO JEST GRANE - listopad 2024 - nr 365Wrocławianka roku Gala
zmodyfikowano  8 lat temu  »  

SPOTKANIE Z ANDRZEJEM KRZYWYM POŚWIĘCONE KSIĄŻCE "NA KRZYWY RYJ"

CO było GRANE - ARCHIWALNE TERMINY » » 12 066 wyświetleń od 24 października 2016

Katowice » Chorzowska 107 » NA MAPIE

  • 26 października 2016, środa
    » 18:00

Lider kultowego zespołu, największej gwiazdy polskiej estrady początku lat dziewięćdziesiątych, odkrywa karty. Opowiada o dzieciństwie na warszawskim Służewcu, pełnym paradoksów życiu muzyka w czasach PRL, recepcie na przebój, pustych kieszeniach, przypadkowych znajomościach, sukcesach w „nowej Polsce”, układach, imprezach, koncertach, psychofankach, kobietach swojego życia oraz o tym jak to się stało, że… dziś w Polsce grają dwa zespoły o tej samej nazwie.

Andrzej Krzywy to jeden z najpopularniejszych kompozytorów i wokalistów w Polsce, człowiek-legenda, ikona polskiej sceny pop i reagge. Single De Mono przez wiele miesięcy utrzymywały się na szczytach list przebojów, a płyty i kasety rozchodziły w milionach egzemplarzy. Takie przeboje jak „Kochać inaczej”, „Moje miasto nocą” czy „Zostańmy sami” śpiewają kolejne pokolenia. A oni ciągle grają! Za rok będą świętować 30-lecie!

Jak to się stało, że został muzykiem? Bynajmniej nie z miłości do muzyki:

Spowodował to fakt, że… nie urosłem, czego efektem było małe zainteresowanie płci przeciwnej mojej osobą. Chociaż – wydawało mi się – wyglądałem niekiepsko – opowiada. – W siódmej klasie podstawówki zauważyłem, że mój kolega Czarek Więckowski nauczył się na gitarze trzech akordów, wyszedł na podwórko, zaczął grać i… natychmiast wokół niego pojawiło się pięćdziesiąt lasek... Uznałem, że to jest sposób! Od razu zapomniałem, że nie chciałem mieć z muzyką nic wspólnego. Poszedłem do niego i mówię: „Czarek, pokaż mi te akordy, naucz mnie”. Pokazał – opowiada i kontynuuje:

Po jakimś czasie te trzy akordy przestały mi wystarczać. A nikt, kogo znałem, nie umiał więcej. Na całym osiedlu byłem już najlepszy. Od ciotki pożyczyłem tzw. tonetkę, magnetofon szpulowy firmy Tonette. Miała na nim ponagrywane różne piosenki – Stonesów, Beatlesów… Łoiłem te kawałki non stop, wszystko po to, żeby się nauczyć więcej. Ale nie było łatwo. Ba!, było cholernie trudno.

Dziś, kiedy chwyty do każdej piosenki są dostępne w Internecie, a na Youtubie nie trudno znaleźć lekcje gry na gitarze, historia Andrzeja Krzywego brzmi nieprawdopodobnie, wręcz egzotycznie. Chociażby sam fakt, że nauczył się grać na gitarze, nie mając własnej.

Miałem w bloku trzy koleżanki posiadające w domu gitary. Byle jakie gitary – ale zawsze. Umawiałem się na pożyczanie ich na dwa–trzy dni, po kolei od każdej. Oddawałem zawsze punktualnie, po czym biegłem do kolejnej…

Potem zaczął jeździć na Starówkę, gdzie we wnęce na Barbakanie grały kapele countrowe, folkowe i Cyganie. Codziennie stał, patrzył i słuchał. Wreszcie jeden z muzyków poradził mu, żeby zamiast stać i patrzeć, sam zaczął grać… Wtedy, mając 15 lat, założył pierwszy zespół. Pięć lat później był już członkiem słynnego już wtedy Daabu. Mając 23 dołączył do De Mono.

Jakim cudem udało mu się skończyć szkołę? Do czego się posunął, żeby nie iść do wojska i dlaczego wylądował w psychiatryku? Jak skończyła się jego przygoda z paniami Doris i Kobrą? I w jaki sposób zdobywało się trawkę za komuny?

Odpowiedzi na te pytania są w książce, a także inne historie z lat 80. i 90. – zabawne i pełne PRL-owskich absurdów, jak wracanie po imprezach do domu… polewaczkami. Albo te z „trasy koncertowej” po Ameryce, kiedy w czasie podróży marzli tak, że ubierali się we wszystko, co zabrali z kraju i pili na umór, żeby jakoś dojechać, gdzie pierwszy raz zobaczył stół do bilarda i palił najlepsze zioło, jakie pamięta, a Jack Daniels stał się siódmym członkiem De Mono.

W sąsiedztwie domu pogrzebowego mieściła się siedziba telewizji polonijnej Polamer. Ponieważ byliśmy na miejscu, zaproponowali, że zrobią teledysk do „Moje miasto nocą”. Chodziliśmy po tym Chicago w jedną i drugą stronę, kręcąc zdjęcia, a zimno było niemiłosiernie. Wszyscyśmy mieli z mrozu czerwone nosy na tym teledysku. Drapacze chmur, samochody, ludzie, którzy wtedy wyglądali inaczej niż my. 1991 rok! Szpan na całego. Jedyny problem tkwił w tym, że do teledysku trafiły sceny z jakiegoś filmu gangsterskiego amerykańskiej produkcji, wycięte z niego na chama, bez jakiejkolwiek refleksji na gruncie prawa autorskiego. Do dziś można go znaleźć na YouTubie.

Czy za sukcesami muzycznymi i coraz większa sławą przyszły pieniądze? Długo nie:

Gdybyśmy dzisiaj wylansowali piosenkę, którą śpiewa cała Polska, jak kiedyś „Kochać inaczej” czy „Statki na niebie”, siedzielibyśmy teraz w mojej willi na jakiejś greckiej wyspie i popijali drinki z palemką… Pod tym względem to dziwny okres – ze sławą nie szedł w parze status materialny artystów – komentuje autor. – Oczywiście, gdybyś pogadał na ten temat z chłopakami z takich kapel jak Lady Pank czy Oddział Zamknięty, usłyszałbyś coś zupełnie innego. Przez ich hotele przewalały się tabuny dziewczyn. Ale to były inne czasy, lata osiemdziesiąte, gdy wystarczyło przyjechać na koncert na prowincję w portkach w paski i już się miało pannę na wieczór – dodaje ze śmiechem.

Dane wydawnicze:
Wydawnictwo Edipresse Książki | s 288 | ISBN 9788379452712 | Cena: 49,90 Premiera: 28.09.2015

autor:
zmodyfikowano  8 lat temu  »  
przewiń ekran do początku stronyprzewiń ekran do początku strony

Wybierz kasę biletową:

ZAMKNIJ